środa, 29 października 2014

ŚRODA Z ULISSESEM I ENTRELAKIEM

Jaka środa z czytaniem?
Już prawie czwartek...

Dziergania było niezbyt wiele w tym tygodniu.
Czytania również jak na lekarstwo bo miałam naprawę mało czasu.
W pracy trwa w najlepsze jakiś obłędny czas.
Tak lekko licząc "obrobię się" za jakiś tydzień z tym co mam na biurku.
A to jest praca tak jakby nadprogramowa.
Potem będę ze dwa tygodnie nadrabiać zaległości...

Poza pracą miałam w tym tygodniu zajęcie w ramach tak zwanego obowiązku alimentacyjnego.
Wyjechała bowiem na tygodniową wycieczkę zagraniczną moja Teściowa...
Obowiązek alimentacyjny polega na karmieniu, szczotkowaniu, doglądaniu i dotrzymywaniu towarzystwa kotce, ktora mnie sobie przygarnela parę lat temu.
A i jeszcze na rozmrażaniu kulek wołowiny pozostawionych "na pocieszenie".
Została ulokowana u Teściowej i podczas jej nieobecności należy sie kotem odpowiednio zajmować.
Wcale nie jest to taki mały problem bo Kicia wychodzi z domu...
Teściowa ja tego nauczyła.
Kota sie wypuszcza z domu a następnie wywiesza się człowiek z okna na pierwszym piętrze i donośnym głosem kicia, nawołując drańskie stworzenie do powrotu.
Stworzenie jest bystre i ostrożne. Proceder trwa w najlepsze już od sześciu lat.
W każdym razie kicianie przez okno wyklucza robótki ręczne...

Z odwracaczy uwagi i pożeraczy czasu była jeszcze wizyta mojej siostrzenicy (mieszkającej na stałe za granicą).

Cos tam jednak podziergałam.
Po pierwsze - nadal w bólach ale jednak rośnie entrelakowy komin.
W ten weekend juz go naprawdę skończę.
Jest go na razie tyle:


Na zdjęciu razem z książką "w czytaniu".
Nigdy nie czytałam Ulissesa.
Coś tam, mniej więcej pamiętałam sprzed lat, ze to skandalizujące i akcja dzieje się w Dublinie.
Czytam więc i zastanawiam się o co było tyle hałasu...
.
W kazdym razie uznałam, ze skoro książka ta ma tylu fanów, warto wiedzieć o czym jest.
Na razie przemieszczam się ze Stefanem Dedalusem ulicami Dublina i ... jestem na razie zdezorientowana bo nie wiem co myślę...

Wracam do czytania.
Na koniec jeszcze zdjęcie naszej uroczej Kici w pozycji "lubieżnikowanie".
Koła do góry bieżnikiem i kategoryczne polecenie wydane karcącym wzrokiem "głaszcz i drap"...
.
Plany na ten tydzień: skończyć ten straszliwy komin!
Zrobić choc kilka śnieżynek choinkowych.
Spróbować ogarnąć frywolitkowanie (ciężko będzie...).
Dokończyć piórnik z kwadracików i zrobić wszystkie babcine kwadraty na dół kamizelki, którą właśnie wymyśliłam...
Skoro to wpis podsumowujący to bardzo dawno nie bylo "slucha się".
Slucha się obecnie najnowsza plyta Annie Lennox, "Nostalgia".

Dobranoc.



niedziela, 26 października 2014

ETUI

DOBRY WIECZÓR :)

Chyba się ciut uzależniłam od tych malutkich, kolorowych kwadracików.
Po zrobieniu wściekle kolorowego, cygańskiego pledu, oczopląśnych poduszek oraz torebeczki mieszczącej (prawie) format A3 popełniłam dzisiaj jeszcze etui do telefonu.
Po pierwsze było mi potrzebne :)
Po drugie zostało mi trochę zrobionych kwadracików wykorzystanych w torebce.
Pierwotnie miał być z nich karczek tuniki ale sa robione szydełkiem 1,5 z włóczki Delight Drops i nie układają się specjalnie miekko.
W przypadku torebki, etui czy piórnika to zaleta ale karczek był ciut "pancerny" (tak wyglądał).
Do pomysłu szydełkowego fragmentu tuniki jeszcze wrócę ale nie będą to kwadraciki.
Tym bardziej, ze wykorzystałam już wzystkie. Część na etui a pozostałe na piórnik.
Zdjecia piórnika jeszcze dorzucę ponieważ jest po pierwszej (nieudanej) próbie filcowania.
Pranie (60 stopni) nie zmieniło specjalnie jego rozmiaru (co tylko dobrze świadczy o włóczce).

Nie posiadałam w przepastnych szufladach i pudełkach żadnych ładnych guzików ale od czego google?
Wpianie w wyszukiwarke crochet buttons załatwiło sprawę.
Poza tym takie guziki (bardziej kwieciste ale zrobione na identycznej zasadzie, widziałam niedawno na czyimś blogu, niestety, nie pamiętam u kogo...)







I jeszcze zdjęcie piórnika - na razie bez zamka. Podejmę kolejna próbę sfilcowania draństwa....
Piórnik tak naprawdę nie ma tych bajecznie kolorowych barw. Rzeczywistość bardziej oddają zdjęcia etui.
Szkoda :(

sobota, 25 października 2014

ŚNIEŻYNKA NR 1

Dzień dobry,

po lecie jakie nieoczekiwanie przypomniało sobie o Pomorzu w ostatnią niedzielę, dla odmiany mamy jesień pełną paszczą.
I to z temperaturami w okolicy zera stopni (tak wczesnym rankiem).
Wróciłam wczoraj zmarznięta na kość i pomyślałam, że przecież to już pora...
Wyciągnęłam szydełko nr 0,85.
Najcieńszy biały kordonek.
I zrobiłam pierwszą z tegorocznych śnieżynek choinkowych.
Robię je od kilku lat, czasami powstają tylko dwie lub trzy "w sezonie".
W niektórych latach było ich kilkanaście.
Nie ma z nimi problemu bo szybko znikają z domu :)
Topnieją jak śnieg, rozdawane przyjaciołom.
Czasami znikają ściągnięte z choinki.
Czasami stanowią dodatek do opakowania prezentu...
Zawsze poprawiają mi humor.
Idą święta :)

Śnieżynki będą się zapewne jeszcze pokazywały.


Na razie śnieżynka schnie.
Od jakiegos czasu nie bawię się w robienie krochmalu tylko kupuję butelkę specyfiku do usztywniania tkanin o nazwie "ŁUGA".
Dość dobrze pachnie, jest mlecznobiały i do śnieżynek nadaje się znakomicie.
Nie rozcieńczam go w ogóle (jest dość gęsty), po namoczeniu śnieżynek/aniołków owijam je czystą ścierką aby je wytrzeć prawie do sucha a następnie przyszpilam aby wyschły.

Z robótek poważniejszych - komin...
Nie wiem co z nim (albo ze mną?:))jest ale nie mogę go skończyć.
Opór materii jakiś.
A zrobiło się zimno i przydałby się już tak na teraz.
Miłego weekendu.

środa, 22 października 2014

RAZEMNIMFOWANIE I CZYTANIE ŚRODOWE

Taak,

obiecanki-cacanki.
Żadnego nabierania oczek na nową robótkę.... kogo też chciałam nabrać na te deklaracje?
Siebie?
Komin z tego wpisu idzie mi jak, sama nie wiem jak co.
Nie idzie po prostu.
Nudne to...
Pewnie dlatego, że to robótkowe poprawianie.
Zrobiłam go w zdecydowanie zbyt wielkim rozmiarze (stara wersja jest tutaj).
I jakoś tak zupełnie przypadkiem zajrzałam na stronę IK.
A tam razemrobienie a raczej RAZEMNIMFOWANIE...
Tak więc mam już pierwsze dwa żeberka i od jutra sobie nimfuję...



A co z czytaniem?
Otóż. czytam sobie nietypową rzecz.

Curtis Frye.
Sposoby na EXCEL.
:)
Jeżeli Ktoś uważa, ze przydałaby mu się w pracy znajomość arkusza kalkulacyjnego wykraczająca poza zsumowanie kolumny cyfr, irytuje go dziwaczne zachowanie programu (wynikające z niewiedzy) to jest książka dla niego.
Napisana w prosty sposób.
Na przykład: tłumaczenie komunikatów o błędach na ludzki język...

Polecam.

niedziela, 19 października 2014

MIECHUNKA CZYLI Z ARCHIWUM (X)



Dobry wieczór.

Czy u Was też było dzisiaj tak nieprawdopodobnie pięknie?
Miałam zamiar skończyć mój entrelakowy komin ale pogoda była tak absolutnie fantastyczna, że wybyłam z domu na większą część dnia.

Zabrałam aparat aby uwiecznić urodę jesiennego Gdańska, niestety po drugim zdjęciu padły mi baterie.
Cóż.
Będziecie musiały mi uwierzyć, ze świat dokoła mnie wyglądał dzisiaj dokładnie tak jak przed dwoma laty kiedy zostały zrobione te zdjęcia. Wszystkie są z 20 października :)
Miechunka i maki. Jesienne liście i słońce.
Pięknie.
Wszystkie zdjęcia przedstawiają park nieopodal mojego domu.
Zdjęcia jesiennego Gdańska postaram sie zrobić w tym tygodniu.
Podobno pogoda ma nas dalej rozpieszczać.

Przy okazji miechunki przypomniał mi się mój jesienno-zimowy szal, który jest tak naprawdę jedynym udziergiem dokończonym przeze mnie w ostatniej dziesięciolatce.
Włóczka- nie wiem jak się nazywała  ale z tego co pamiętam to 100% wełny- została przeze mnie kupiona na sweter dla Marci.
Zrobiłam go nawet.
Wełna, która w motkach prezentowała się urzekająco, w wyrobie "drucianym" była okropnie smutna.
Pasiasta i brzydka...
Sweter nie doczekał się plis i wykończenia dekoltu.
Poszedł do prucia od razu i po paru tygodniach wydziergałam z leżącej włóczki taki szal:

Miechunka

Miechunka

Miechunka
W wydaniu szydełkowym - uzyskał ogólną aprobatę.
"Nosi się" świetnie.
Nie filcuje nadmiernie i bardzo go lubię.

A teraz kilka jesiennych zdjęć a ja wracam do mojego entrelakowego komina.
Oj, coś opornie mi idzie.
Ale to przez ten okropny brak czasu.
Za jakiś tydzień, dwa powinno się ciut uspokoić w moim życiu zawodowym (oby!) i będę mogła więcej czasu poświęcać mojej Sock Malabrigo...

Jesień, w wydaniu październikowym.

Cudowna.




















 Dobrej nocy :)

Aktualizacja z 22/20/2014
Uff. Walczyłam od wczoraj z problemami technicznymi.
Stąd posty TEST i TEST NR 2
Udało się (chyba?) usunąć problem.
Miłego dnia...

Aktualizacja nr 2 - chyba jednak nie udało mi sie naprawić błędu....
Moje posty nie aktualizują się w "listach  blogów"
Test 2 się pokazał ale juz dzisiejsze zmiany  nie...
Zajmę się tym wieczorem :)

środa, 15 października 2014

ŚRODOWA AKCJA

czyli WSPÓLNE DZIERGANIE I CZYTANIE

Jakoś tak w tym tygodniu nie miałam nastroju do czytania.
W końcu jednak, sięgnęłam po coś, co daje się czytać "w odcinkach".

"Zapiski na pudełku od zapałek" autorstwa Umberto Eco.
To wybór felietonów, publikowanych w  mediolańskim "L'Espresso".




Czytam to po raz któryś, tak fragmentami.
Lubię Eco za jego ironiczne spojrzenie na świat.


Zacytuję fragment:
"Zważywszy, iż przyszłość narodu indiańskiego jest już, jak się zdaje, raz na zawsze określona, młody Indianin spragniony awansu społecznego ma przed sobą jedną tylko drogę, a mianowicie zagrać w westernie. W tym celu podamy tutaj garść najistotniejszych wskazówek, które pozwolą mu osiągnąć w toku rozmaitych przedsięwzięć pokojowych i wojennych status „Indianina z westernu” i w ten sposób uporać się z problemem endemicznego bezrobocia nękającego jego pobratymców.

Przed atakiem 

1. Nigdy nie atakować znienacka; przeciwnie, z daleka i z kilkudniowym wyprzedzeniem dawać dobrze widoczne sygnały dymem, aby dyliżans lub fort zdążył wysłać wieści Siódmemu Pułkowi Kawalerii. 
2. Jeśli to tylko możliwe, ukazywać się małymi grupkami na okolicznych wzgórzach. Niech wartownicy zajmą stanowiska na wznoszących się samotnie wierzchołkach. 
3. Zostawiać dobrze widoczne ślady swojego pochodu: odciski końskich kopyt, wygaszone ogniska na miejscach postoju, a także pióra i amulety, które pozwolą zorientować się, do jakiego plemienia należycie.
 

Napad na dyliżans 
4. Napadając na dyliżans, zawsze należy ścigać go zachowując odpowiednią odległość, a w najgorszym razie galopować po obu jego stronach, tak żeby stanowić jak najlepszy cel. 
5. W żadnym razie nie wyprzedzać dyliżansu. Ściągać w tym celu wodze mustangom, które są, jak wiadomo, znacznie szybsze od koni pociągowych. 
6. Próby zatrzymania dyliżansu podejmować pojedynczo, rzucając się między konie, tak by dać pocztylionowi szansę oddania celnego strzału i zostać następnie stratowanym przez zaprzęg. 
7. Nigdy nie blokować dyliżansowi drogi dużą grupą, musiałby bowiem natychmiast się zatrzymać.

Napadną samotną farmę lub obwarowany wozami obóz 

8. Nigdy nie napadać nocą, kiedy koloniści niczego się nie spodziewają. Trzymać się zasady, że Indianin dokonuje napadu wyłącznie w świetle dnia. 
9. Nie szczędzić gardła i ujawniać głosem kojota swoją pozycję. 
10. Kiedy jakiś biały wyda okrzyk kojota, natychmiast podnieść głowę, żeby stanowiła dogodny cel. 11. Galopować dookoła celu ataku, nie zacieśniając broń Boże kręgu, dzięki czemu będzie można wystrzelać was kolejno jak kaczki. 
12. Nie rzucać do tego galopu wszystkich ludzi na raz; trzeba przecież zastępować kimś tych, którzy padną. 
13. Nie zważając na brak strzemion, zaplątać jakoś nogi w uprząż, żeby koń mógł możliwie najdłużej wlec Indianina, który zostanie trafiony. 
14. Używać strzelb, które nabyliście od nieuczciwego handlarza i którymi nie umiecie się posługiwać. Nie spieszyć się z ich ładowaniem! 
15. Nie przerywać galopu, kiedy zjawia się odsiecz, czekać na szarżę kawalerii, nie rzucać się na nią, natomiast już po pierwszym jej uderzeniu rozproszyć się na wszystkie strony, żeby umożliwić pościg za pojedynczymi Indianami. 
16. W przypadku samotnej farmy posłać tam nocą jednego wywiadowcę. Wywiadowca ów ma podkraść się do oświetlonego okna i wpatrywać długo w białą niewiastę - do momentu, kiedy ona zauważy przyciśniętą do szyby indiańską twarz. Poczekać, aż krzyknie i wybiegną z domu mężczyźni. Dopiero w tym momencie można podjąć próbę ucieczki."
  :)
 Tyle w kwestii czytania.

Co z dzierganiem?

Taaaak.
Można podzielić to na dwie grupy.

1. Przeróbki

Postanowiłam w końcu zabrać się za przerabianie/poprawianie niektórych dziergadeł.
Na pierwszy ogień poszedł Color Affection. Głównie dzięki wpisowi z bloga Gabi, której szal Color Affection przypomniał mi o problemach, można zobaczyć go tutaj
Mój szal zrobiłam późną wiosną/wczesnym latem więc pewna jego wada nie irytowała mnie wówczas zupełnie ponieważ go nie używałam :).

Otóż szal ten, o czym wiadomo każdemu, kto go wykonał, ma pewną słabą stronę.
Dodawanie oczek...
Dla kogoś przyzwyczajonego  do ścisłego robienia na drutach - musi to być bardzo trudne.

Udało mi się zrobić go bez ściągniętego brzegu ale (dlaczego zazwyczaj musi być jakieś ale?) nie podobał mi się ten brzeg zbytnio.
Obrzuciłam go więc rzędem półsłupków i na to dodałam oczka rakowe.
Zdecydowanie lepiej. Ba, bardzo dobrze to wyglądało.
ALE...
Ten obdziergany brzeg zrobił się mało elastyczny co powodowało, ze miałam kłopot aby zamotać się nim ładnie.
Sprułam brzeg.
Problem z zamotaniem nie zniknął... muszę więc obdziergać na nowo mój szal bo teraz mam i mało elastyczny brzeg i jeszcze do tego dużo mniej estetyczny niż to wykończenie oczkami rakowymi.
Cóż, powiedzmy sobie szczerze, podejrzewam, że na kimś w rozmiarze S, problem z ładnym zamotaniem nie istnieje :) :)

Może ktoś tez ma takie odczucia związane z tym szalem?
Wygląda on ładnie, jak to Color Affection w każdym wydaniu i oczywiście będę go nosiła ale irytuje mnie to nieładne zachowanie brzegu....

Druga przeróbka to entrelakowy komin, dziergadło z mojego pierwszego wpisu

Ten został spruty i robię po prostu nowy komin, o mniejszym obwodzie.

 2. Robótki nowe...

Poza tymi, których postęp widać z boku bloga dorzucam do listy:
1. kamizelka z Sock Malabrigo (kolor Pocion)
2. Connemara nr 2 . Tak było mi żal mojej chusty, którą zgubiłam ((tak wyglądała), że postanowiłam zrobić sobie numer dwa. Malabrigo w kolorze Piedras właśnie dotarło... Resztę włóczek jeszcze mam.
Poprawię przy okazji to, z czego nie byłam zbytnio zadowolona w pierwowzorze.
Chusta i tak będzie inna bo Piedras Piedrasowi nierówne. Wcześniej było to zresztą Silky Merino, teraz zamówiłam Malabrigo Rastita...
To jest bardziej jesienne i brązowe, mniej ma tego wrzosowiska :)
3. Hmmm chusta z odnalezionego gdzieś kłębka Sock Malabrigo w kolorze Fresco y Secco (plus czegoś jeszcze, nie wiem czego ale jeden kłębek to za mało) 

Chyba przesadziłam z ilością rozgrzebanych prac.
Obiecuje, żadnych zakupów, żadnego rozpoczynania robótek dopóki nie skończę chociaż połowy tych na żyłkach...
Słowo!

piątek, 10 października 2014

TEODORA...


Dobry wieczór.

Przedstawiam wszystkim naszą Teodorę :)
Mam nadzieję, że spodoba się Telesforowi (i Wam również)
Z przyczyn oczywistych innych robótek nie tknęłam.
Zima idzie to trzeba jej jeszcze zrobić płaszczyk...
Ciężko ją sfotografować.
Może przy naturalnym świetle uda mi się jutro zrobić lepsze zdjęcia.

Dziękuję bardzo za miłe komentarze.
:)






I zdjęcie Telesfora. Zimno było to uszy upchnięte w kapturku :)
Na plaży, gdzieś w Irlandii.

środa, 8 października 2014

GRYZOŃ I TĘSKNOTA

Witajcie,
od jakiegoś czasu zamierzałam wziąć udział w akcji czytania i dziergania ale...po prostu jakoś na czytanie nie było czasu.
Ostatnio zresztą mam na wszystko ciut mniej czasu.

W każdym razie po skończeniu prototypu torebki chciałam bardzo grzecznie wyciągnąć jakąś zaległą robótkę.
Tym bardziej, że niebawem zaczyna się akcja razemrobienia chusty u Intensywnie Kreatywnej.
Zamierzam wziąć w nim udział, wzór mam wydrukowany od dobrych paru tygodni a razem łatwiej i przyjemniej będzie się dziergało.
Przejrzałam koszyk z rozpoczętymi swetrami, tunikami, skarpetami...
Bez większego przekonania zabrałam się za żakardowe skarpety ze wzoru Dropsa, które zaczęłam robić (zerknąć na owe śliczności można tutaj)
Żakard to nie jest moja ulubiona technika dziewiarska.
Zrobiłam parę centymetrów i siły mnie opuściły na dobre.
Bez większego przekonania sięgnęłam więc po szydełko i cieniowany kłębek leżący na samej górze szuflady.
Cóż.
Rozpsułam się.
Jak dziadowski bicz rozpuściłam.
Niby kolory to ma ładne.
Ażurowa chusta byłaby miła dla oka.
Ale...
Piszczy ta włóczka.
Akrylu ma całe mnóstwo a ja sie już kompletnie rozbestwiłam przez te wszystkie merynosy ...
Nie wspominając o ostatniej chuście (tej, którą pożegnałam zanim zdążyłam się przywiązać)
To była wełna 50/50 z jedwabiem...
I jak tu po czymś takim dziabać w tym akrylu piszczącym?

Kompletnie zniechęcona sięgnęlam po książkę.
Z tęsknoty za wakacjami z Małżonem (których w tym roku nie było :() zaczęłam sobie wertować "Drogi do Santiago" napisane przez Ceesa Nootebooma. 







Historii, kultury i sztuki.