poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rzymskie wakacje


Rzym "na lekarstwo"

Złapałam doła.
W zasadzie mam teraz kilka życiowych kwestii, które takiego doła tłumaczą.
Wiem ale nie akceptuję :)

Moją dewizą życiową z ostatnich ciężkich miesięcy jest: "Nie zadręczaj się rzeczami i sprawami, na które nie masz żadnego wpływu".
Postanowiłam zająć się tymi, na które wpływ mam.
Na pierwszy rzut poszły podupadające finanse...
Zrobiłam sobie przegląd domowego budżetu oraz założenia, których mam się twardo trzymać.
Podliczyłam różne słupki liczb.
Nie spodobało mi się to co zobaczyłam.
Podliczyłam ponownie.
Nie, niestety nie pomyliłam się w obliczeniach.
Do listy "ZAKAZANE" dorzuciłam kilka pomniejszych wydatków (czy muszę tu wspominać, że na liście tej, honorowe miejsce zajmuje pozycja "włóczka/pasmanteria"?)

Dół się jakby pogłębił...
Aby sobie poprawić nastrój, weszłam na stronę tanich linii lotniczych.
Zerknęłam do kalendarza.
Do założeń budżetu.
Znowu na cenę biletów.
Z kolumny "ZAKAZANE DO ODWOŁANIA" do "BUDŻET ANTYDEPRESYJNY" przeniosłam pozycję bilety lotnicze i podróże...

Od razu mi lepiej.
Lecimy na 4 dni do Rzymu!
Bardzo dawno nie byłam nigdzie z Dzieckiem.
Podróż jak zwykle niskobudżetowa.
Bilety Gdańsk-Rzym-Gdańsk w bardzo dostępnej cenie.
Bagaż tylko podręczny.
Hostel tani.
Biletów wstępu nie przewiduję bo jak przytomnie zauważyła moja koleżanka - nie opłaca się lecieć na 3-4 dni i połowę tego czasu spędzić w kolejkach po bilety wstępu oraz ów wstęp.
Odciąży to też skromny budżet wakacyjny bo bilety to astronomiczne kwoty.

Humor mi się poprawił natychmiast.
Lecimy w środę, ja od razu z pracy.

Zastanawiam się czy zabrać ze sobą druty do samolotu...
Chyba nie będę miała czasu na dzierganie. Ani sił.


Robótkowo.
Chusta "się kończy".
Się :) jest już bardzo zmęczone tą dłubaniną bo na drutach około 500 oczek.
Dziubie się w nieskończoność.
Co gorsza... chyba spruję ostatni, ten najbardziej żmudnie wydziergany kawałek.
Nie podoba mi się :(
Niby nie jest brzydki.
Ale TO NIE TAK MIAŁO BYĆ.
Zastanowię się jeszcze.
Może wrzucę zdjęcia w ramach aktualizacji....

Muszę też wreszcie skończyć sweter dla Marci bo wylatuje na uczelnię w tydzień po naszym powrocie.
I obiecane skarpetki.
Dropsowe oczywiście.
Mniej więcej takie (wzór tutaj)
Mniej bo kolorową włóczkę mam ciut inną niż w oryginale.

3 komentarze:

  1. A mi się podoba to połączenie kolorów i warkocza. Nie prułabym na Twoim miejscu!

    Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiolu,fajnie,że choć na kilka dni z córką wyjeżdżasz.Człowiekowi tak bardzo potrzebna jest odskocznia od codzienności...od tych wszystkich problemów i smutków.Drutów z sobą nie zabieraj,tylko skup się na relaksie:)

    Skarpetki super:)
    Co do chusty pruć czy nie,to Twoja decyzja.Mnie się podoba.

    Pozdrawiam Ciebie i Marcię.

    Mirabelllka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry wieczór Korespondentko wojenna i Mirabellciu.
    Dziękuję za odwiedziny, ja nie do końca jeszcze ogarniam to blogowanie i nie opublikowałam odpowiedzi na Wasze komentarze...
    Dzisiaj też piszę już drugi raz.

    Korespondentko, połączenie chusty z warkoczowym borderem nadal mi się podoba. Miałam tylko zastrzeżenia do kolorów. Gdybym mogla, zmodyfikowałabym ja trochę ale to i za dużo prucia i nie mam juz włóczki. A efekt jest ciut inny od zamierzonego co nie oznacza, że chusta mi się nie podoba. Podoba mi się zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tutaj trafiłaś/-eś. Będzie mi jeszcze bardziej miło gdy zamieścisz jakiś komentarz.