czwartek, 28 lutego 2019

TŁUSTY PĄCZEK

Dzień dobry w ten Dzień Łasucha...


Macie już na koncie zjedzonego pączka?
Ja tak. Niestety...
A to dopiero początek bo popoludniowe czwartki spędzamy  zazwyczaj u przyjaciółki.
Nasza Marcia uczy tam hiszpańskiego i w każdy czwartek wpadamy ją odebrać (co kończy się pogaduchami przy herbatce). Dzisiaj umówiliśmy się, że oprócz herbaty zajmiemy się produkcją oraz spożyciem faworków.
Tak więc ten tego...
Post za pasem, poodchudzam się za parę dni...

Póki co zabawiamy się rodzinnie w tłustoczwartkową grę.
Zamieniamy jeden wyraz tytułu książki/filmu na „pączek”.

Moje ulubione zamienniki to:
Pączek chrzestny,
Milczenie pączków,
To nie jest kraj dla starych pączków,
Ostatni pączek w Paryżu,
Stowarzyszenie umarłych pączków,
Pączek na gorącym blaszanym dachu,
Pączek i Małgorzata,
Czyż nie dobija się pączków?

Tymczasem szal ma już swój ostateczny kształt.

Etap I
Brzeg został wykończony dwoma rzędami półsłupków.
Rząd pierwszy - wbijałam szydełko w każde oczko brzegowego łańcuszka (robię brzegi nie przerabiając pierwszego oczka, dzięki czemu tworzy się ładny łańcuszek) i przerabiałam po dwa półsłupki w każdym.
W kolejnym rzędzie zrobiłam półsłupek w każdym półsłupku rzędu poprzedniego. Wyjątek stanowiły narożniki. Tam w półsłupku na środku narożnika, wykonywałam trzy nowe półsłupki.

Wygląda to tak:



Ta część poszła błyskawicznie. Potem zrobiło się trudniej.

Najpierw powstała taka pikotkowa wersja:



Jak to zrobić? Przerabiamy kolejny rząd (licząc dwa rzędy półsłupków, które posiadamy) w następujący sposób:
Trzy półsłupki, po zrobieniu tego trzeciego, robimy 3 oczka łańcuszka.
Teraz robimy oczko ścisłe w ten ostatni, trzeci półsłupek. Dzięki temu z tych trzech oczek łańcuszka powstaje pętelka (pikotek lub jak kto woli- pikotka).
Znowu robimy trzy półsłupki, 3 oczka łańcuszka, oczko ścisłe w trzeci półsłupek itd.
Idealne rozwiązanie to pikotki w narożnikach (aby wyszły w tym miejscu, kiedy zbliżamy się do narożnika, liczymy oczka i dopasowujemy liczbę półsłupków (np. robimy 4 półsłupki zamiast 3).

Często korzystam z tej metody. W ten sposób zrobiłam brzeg do mojej CHUSTY KOMPROMIS czy KAMELEON

Wersja kolejna, muszelkowa.
Tym razem zrobiłam brzeg korzystając z mojego ulubionego sposobu muszelkowego.
zaczynamy od oczka ścisłego, potem omijamy dwa kolejne oczka na brzegu i w trzecim robimy pięć słupków. Znowu omijamy dwa oczka i w trzecim robimy oczko ścisłe. Powtarzamy fragment: omijamy dwa oczka , robimy w trzecim pięć słupków, omijamy dwa oczka, w trzecim robimy oczko ścisłe. W taki sposób wykończyłam brzeg mojego URODZIWEGO PASIASTEGO



Wersja trzecia, oczka rakowe...
Po dwóch próbach uznałam, że w przypadku tego szala, nie chcę żadnych ozdobnych brzegów. Pominęłam więc próbkę z różnokolorowymi muszelkami...
Ostatecznie stanęło na lubianych przeze mnie oczkach rakowych.
Zakryją pewne niedoskonałości brzegu i takie wykończenie chyba w tym przypadku będzie najlepsze. No, może jeszcze pomyślę nad jakimś chwostem. Jednym lub dwoma.
Jak robimy oczka rakowe?
Na wspak. Oczka rakowe to nic innego jak półsłupki. Tyle tylko, że robimy je od strony lewej do prawej. Wyglądają jak małe, ładne supełki. Dosyć często z nich korzystam. Na przykład w jednej z moich starszych chust COLOR AFFECTION




Pozdrawiam


wtorek, 26 lutego 2019

PASIASTY FINISZ

PASIASTY FINISZ, czyli jak wykończyć brzegi szala...

Już byłam w ogródku, już witałam się z gąską...
Wieczorem temperatura zjechała mi do bardzo akceptowalnej (36,9) i zasiadłam do szacowania strat w szalu...
Sprułam kawał i zabralam się do pracy na tyle energicznie, że po 22 udało mi się zamknąć końcowe oczka.
Rano z mojego triumfalnego TADAM! zrobiło się HMMM...
Pewnie też tak macie, że nowy pomysł to ciekawość przeradzająca się w trakcie pracy w pewność „Tak, podoba mi się. Coraz bardziej mi się podoba” lub...niepewność.
Niby wszystko dobrze, niby koniec pracy a jednak czegoś brakuje.
Tak jest z tym szalem.
Jest HMMM...
Po pierwsze jestem nie do końca przekonana, że to wersja ostateczna. Dzisiaj jeszcze nad tym pomyślę.
Po drugie jest kwestia brzegów.
Trudno wykonać je fantastycznie kiedy co chwilę zmieniamy nitkę. Szczególnie gdy robimy to co cztery, trzy, dwa i jeden rząd. Z brzegu robi się wtedy bałagan i nie wygląda to nienagannie.
Poza tym kolory tej włóczki przechodzą dzięki zmianie nitek płynnie ale one jednak nie tak do końca ze sobą współgrają. Tragedii nie ma ale szału też nie.
Usiadłam więc wygodnie w fotelu, zabrałam się za pisanie na blogu, zaraz wrzucam odcinek „Przystanku Alaska” na tv i biorę się za szydełko.
Pomysł pierwszy - brzegi zostaną obrobione półsłupkami (chyba dwa rzędy) a potem oczkami rakowymi. Jednym kolorem, który przy okazji zbierze to całość (taki jest przynajmniej zamysł, zobaczymy co szal na to powie).

Szal przed blokowaniem i wykończeniem prezentuje się tak:

Tutaj ten zabałaganiony brzeg.






poniedziałek, 25 lutego 2019

POST O MARZENIACH (NIESPEŁNIONYCH)

Dzień dobry,

myślałam, że w poniedziałek uda mi się pokazać zakończony szal ale póki co choruję.
Kaszel, katar, zapalenie zatok i kwadratowa od bólu głowa oraz 38 stopni gorączki. Warunki nie sprzyjają dzierganiu.
Upierałam się, że dam radę ale efekt jest taki, że muszę spruć około 15 cm szala :(
Po prostu nie udało mi się porządnie przerobić trzech oczek razem, nie zauważyłam tego od razu i po przerobieniu sporego kawałka zauważyłam...dziurę.
Jeszcze się temu przyjrzę na spokojnie ale raczej czeka mnie prucie.

Teraz z innej beczki.
Nie będzie dziewiarsko.

Czy wiecie co jest Waszym głównym talentem?
Albo dowiedziały ście się o tym po latach?
Wydaje mi się, że niestety, zasadnicza większość ludzi dowiaduje się tego bardzo późno (albo i wcale).
Ja na przykład zorientowałam się około czterdziestego roku życia, że powinnam była wybrać zupełnie inny kierunek studiów i robić kompletnie inne rzeczy w życiu. Ciut późno na radykalne zmiany.
Jeszcze większy problem mam z moim Dzieckiem
Tu sprawa była jasna. Mam otóż Dziecko, teraz już kompletnie dorosłe, które zostało obdarzone talentem muzycznym. Dużym talentem. Jej talent był tej samej wielkości co...niechęć do regularnych ćwiczeń. Pomimo tego ukończyła szkołę muzyczną w trybie - dwie godziny grania tygodniowo. Zero samodzielnych ćwiczeń w ciągu roku plus dwa tygodnie nadrabiania zaległości przed egzaminem.
W szkole wystarczał o to do zdawania egzaminów końcowych na 5.
Do czasu.
Zmiany szkoły oraz, co gorsza...zmiany nauczyciela.
Nowa nauczycielka postanowiła ukrócić tę samowolkę i nakłonić Martę do intensywnej pracy.
Efekt był taki, że moje Dziecko oświadczyło kategorycznie: "nie zamierzam być muzykiem. Koniec i kropka".
Tu dodam jeszcze jedną informację.
Nigdy nie byłam zwolenniczką szkół sportowych, artystycznych etc.
Jakoś tak wydawało mi się, że zdecydowanie przydaje się człowiekowi wykształcenie ogólne poza umiejętnością tańca, jazdy na łyżwach i gry na pianinie. W końcu kontuzje chodzą po ludziach i co wtedy? Tak więc Dziecko chodziło do "normalnego" liceum a szkoła muzyczna dochodziła popołudniami. W efekcie wyglądało to tak, że dwa razy w tygodniu wychodziła z domu rano a wracała o...21.
Trochę przesada :(
Daliśmy więc spokój tej edukacji muzycznej ale powiem prawdę. Czułam wyrzuty sumienia, że zakończyło się to w taki sposób
W dodatku nie mam prawie pamiątek z tego okresu (poza zdjęciami).

Moim niespełnionym marzeniem było usłyszeć jeszcze kiedyś jak gra.

Czasami te niespełnione marzenia udaje się jednak "odhaczyć na liście".
W sobotę byłam bowiem na koncercie w naszym City Hall.
Grała Cork Concert Orchestra.
To taka super orkiestra składająca się z lokalnych muzyków. Zbiera się raz na jakiś czas, ćwiczą intensywnie przez parę tygodni i dają koncert. Fantastyczna inicjatywa.
Repertuar ambitny bo Rachmaninow, Mendelssohn i V Symfonia Mahlera.
W sekcji skrzypiec zagrało moje Dziecko :)
Poszła na przesłuchanie i po paru tygodniach prób wzięła udział w koncercie.

Warto wierzyć, że niespełnione marzenia są po prostu odłożone w czasie.
Teraz postanowiłam zabrać się za kolejne na liście. Tym razem wymagać będzie intensywnej pracy ode mnie i wsparcia od reszty rodziny ale kto wie? Może się uda? Jeżeli nie spróbujemy, nie uda się na pewno :)

A Wy macie jakieś niezrealizowane marzenia?
Na pewno są nierealne?

Wrzucam króciutki fragment. Za jakość przepraszam ale z emocji chyba za mocno "skakały" mi ręce :)
CORK CONCERT ORCHESTRA

Do zilustrowania wpisu posłuży mi zdjęcie kurtyny.
Zobaczcie jaka urocza aplikacja !


czwartek, 21 lutego 2019

HAFCIARSKI PRZERYWNIK

Dopadło mnie przeziębienie.
Jak zwykle zresztą po locie samolotem i zmianie klimatu na tę "dżdżystość permanentną".
Tak się jakoś dzieje, że każdy lot samolotem i powrót do Irlandii, odchorowuję.
A niestety (albo i nie) latam na trasie Polska-Irlandia dość często.

W każdym razie zaopatrzona w dużą ilość witaminy C, miód i sok z malin dostarczony mi rano przez Dziecko, postanowiłam dokończyć Malabrigowy szal. Dzisiaj.

Zabrałam się do tego metodycznie.
Zrobiłam termos herbaty z sokiem malinowym.
Wyciągnęłam robótkę.
Przez dwie godziny przeszukiwałam bazę Legimi aby znaleźć coś interesującego do czytania.
Po trzecim „bestsellerze”, który został chyba przetłumaczony przez translator, zrezygnowalam.
Wrzuciłam coś do grania.
Wyciągnęłam robótkę...
Odłożyłam ją na moment.
Znudzony Brysiek wskoczył na fotel, na który odłożylam dziergadło...
Ułamał drut. Moje ulubione, drewniane Knit Pro nie grzeszą trwałością, szczególnie w zetknięciu z cielskiem Bryśka. Pomyślałam, że jest dobrze. W końcu mógł sobie coś zrobić.
Drutowego zamiennika nie udalo mi się zlokalizować...wyciągnęłam więc niedokończone dzielo krzyżykowe.
Patrzę teraz na nie. Psy łypią zza stolika.
A mnie się chyba nic nie chce.
Leń do sześcianu mnie ogarnął.
Też tak czasami macie?
Taki leń, że nawet gmeranie w internecie jakoś nie idzie? :)
Instagram, Pinterest, Fb, Ravelry...
Swoją drogą nie za dużo tych miejsc do przeglądania?
Chyba wrócę dzisiaj do źródeł.
Wrzucę płytę, zaparzę kolejny dzbanek herbaty i poszukam książki do czytania.
W końcu ściana, na której ma zawisnąć mój haftowany, celtycki krzyż, na razie sobie odpłynęła w siną dal...
Nie muszę sie spieszyć.

Czytacie teraz coś interesującego?
Jeżeli tak, poproszę o inspiracje...

Na zdjęciu dowód na to, że mam już ponad połowę tych mikroskopijnych krzyżyków...




piątek, 15 lutego 2019

MÓJ PASIAK

Dobry wieczór,
tak się jakoś składa, że niezależnie od tego gdzie zajrzę, widzę piękne, pasiaste szale...:)
Postanowiłam więc pochwalić się po raz kolejny moim URODZIWYM PASIASTYM.
Po pierwsze dlatego, że to jeden z pierwszych udziergów wykonanych przeze mnie po założeniu bloga.
Po drugie, szal ten należy do moich ulubionych.
Po trzecie, powstał z dwóch włóczek ze „stajni” Dropsa.
Jedna z nich to moje ulubione Drops Delight, druga to Fabel.
Włóczki te nie ruinują aż tak bardzo kieszeni a są naprawdę dobrą opcją dla osób, które lubią kolorowe, cieniowane wyroby. Szal jest dzianiną sporą, użytkowaną intensywnie od 2014 roku i włóczka spisuje się na medal!!!
Zdjęcia pochodzą ze starego wpisu ale uwierzcie, szal nie zmienił się zbytnio pomimo upływu lat.
Jest duży, można się nim opatulić. Praktyczne szaliszcze. Doczekało się również "MŁODSZEGO BRATA" (tu można też zobaczy Pasiaka w całej rozciągłości...). Szala podobnego ale z fragmentami robionymi ażurem.
Teraz zbliżam się do finiszu mojego szal z Malabnrigo i już mi się podoba :)
Wracam więc do drutów.
Miłego weekendu ❤️






wtorek, 12 lutego 2019

MALABRIGOMANIA...

Dzień dobry,
znowu mnie nie było dwa miesiące.
Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że działo się (niekoniecznie rękodzielniczo) zbyt wiele,niekoniecznie dobrze i zwyczajnie nie czułam się na siłach aby zajrzeć do bloga. Znowu było zdrowotnie i szpitalnie a to wbrew pozorom wcale mi nie pomaga w dzierganiu.
Zajmuje mnie ostatnio i to bardzo intensywnie projekt, który roboczo moźna nazwać „co zrobić aby wrócić do domu w miarę szybko” :) Projekt niezwykle skomplikowany ale nie nierealny. Trochę tylko pracochłonny (o czasochłonności nie wspomnę).

Coś tam jednak w tak zwanym międzyczasie robię.
Przed Bożym Narodzeniem powstała ciepła chusta dla Eamona. Na zdjęcia czekam bo moje Dziecko zaganiane jest ostatnio niebywale i jakoś nie po drodze jej z aparatem fotograficznym.

Co teraz dzieje się na drutach?
Boskie Malabrigo (sock) z moich bogatych zapasów...
Odczułam potrzebę posiadania ogromnego szaliszcza w kolorach odpowiednich do płaszcza bordowo-śliwkowego.
Wyciągnęłam więc włóczkę w nietypowym kolorze Indonesia i powolutku, na drutach 3,25 rośnie szal. Do niego zrobiłam ekspresowe mitenki (jeszcze bez kciuków). Błyskawiczny udzierg bo wykonany podwójną nitką.
Kolor Indonesia oczywiście nie wystarczy na całość (miałam jeden motek), dorzuciłam więc nitkę w kolorach Eggplant, Rayon Vert oraz Arco Iris. Pozytywnie i kolorowo się zrobiło.

Myślę, że cienizna ta zniknie z drutów za jakiś tydzień i pochwalę się wtedy całością.
Póki co zdjęcia „półproduktów” oraz dla tych, którzy za oknami mają bury i zimowy polski krajobraz, parę zdjęć irlandzkiego lutego... :)