Witajcie,
od jakiegoś czasu zamierzałam wziąć udział w akcji czytania i dziergania ale...po prostu jakoś na czytanie nie było czasu.
Ostatnio zresztą mam na wszystko ciut mniej czasu.
W każdym razie po skończeniu prototypu torebki chciałam bardzo grzecznie wyciągnąć jakąś zaległą robótkę.
Tym bardziej, że niebawem zaczyna się akcja razemrobienia chusty u Intensywnie Kreatywnej.
Zamierzam wziąć w nim udział, wzór mam wydrukowany od dobrych paru tygodni a razem łatwiej i przyjemniej będzie się dziergało.
Przejrzałam koszyk z rozpoczętymi swetrami, tunikami, skarpetami...
Bez większego przekonania zabrałam się za żakardowe skarpety ze wzoru Dropsa, które zaczęłam robić (zerknąć na owe śliczności można tutaj)
Żakard to nie jest moja ulubiona technika dziewiarska.
Zrobiłam parę centymetrów i siły mnie opuściły na dobre.
Bez większego przekonania sięgnęłam więc po szydełko i cieniowany kłębek leżący na samej górze szuflady.
Cóż.
Rozpsułam się.
Jak dziadowski bicz rozpuściłam.
Niby kolory to ma ładne.
Ażurowa chusta byłaby miła dla oka.
Ale...
Piszczy ta włóczka.
Akrylu ma całe mnóstwo a ja sie już kompletnie rozbestwiłam przez te wszystkie merynosy ...
Nie wspominając o ostatniej chuście (tej, którą pożegnałam zanim zdążyłam się przywiązać)
To była wełna 50/50 z jedwabiem...
I jak tu po czymś takim dziabać w tym akrylu piszczącym?
Kompletnie zniechęcona sięgnęlam po książkę.
Z tęsknoty za wakacjami z Małżonem (których w tym roku nie było :() zaczęłam sobie wertować "Drogi do Santiago" napisane przez Ceesa Nootebooma.
"Drogi do Santiago to nie jest reportaż z pielgrzymki tym starym i bardzo długim szlakiem pielgrzymkowym.
To trochę przewodnik po mniej znanej Hiszpanii, w której autor jest bezgranicznie zakochany.
Przede wszystkim to opowieść o miłości.
Miłości do Hiszpanii.
Książka ta powstawała w latach 80 XX wieku i opisuje ówczesną Hiszpanię ale jeżeli ktoś mógł zwiedzić ten kraj poza szlakami wycieczkowymi - być może, tak jak ja, przeczyta tam opis miejsc i zabytków, którymi się zachwycił. Poczuje choć przez chwilę smak i zapach tych cudownych miast, miasteczek i zupełnie małych wiosek.
Ten magiczny kawałek ziemi, tygiel łączący ze sobą Europę i Afrykę, wpływy chrześcijańskie, mauretańskie, żydowskie...
Wielkich artystów. Historii, kultury i sztuki.
Kiedyś zabiorę się i zrobię opis kilku miejsc.
Ubeda i Baeza na południu, w Andaluzji.
Ronda.
Setenil de las Bodegas z domami wciśniętymi pod skały.
Miasto absolutnie na szczycie mojej listy "hitów" do zwiedzenia czyli Cuenca.
Północy z taką ilością zabytków, że nie mogliśmy się zdecydować, w którą stronę skręcić aby zjeść śniadanie w jakimś absolutnie fantastycznym miejscu.
No cóż.
Niewątpliwie kocham Hiszpanię :)
Dlatego tak bardzo lubię "Drogi do Santiago".
Dla kogoś kto nie lubi architektury i sztuki tamtego regionu - będzie to zapewne książka bardzo nudna...
A teraz może do meritum wróćmy.
To blog o rękodziele, nieprawdaż?
Po przeczytaniu dwóch rozdziałów książki, zabrałam się za przeglądanie zdjęć z ubiegłorocznych wakacji.
Na jednym z nich ujrzałam naszego szczurka, wersję numer !.
Historię szczurka można sobie szybko przyswoić w tym poście.
Ujrzałam go i przypomniałam sobie obietnicę, że aby nie był samotny - zrobię mu koleżankę.
Firma Nici nie wypuściła bowiem szczurków dziewczynek a ja ... no cóż jestem tradycjonalistką w tej kwestii.
Powstaje więc TEODORA.
Szczurek dorobił się imienia i został nazwany Telesforem...
Teodora otrzyma dzisiaj tułów i kończyny ale najważniejsza jej część powstała wczoraj i na razie prezentuje się tak:
Jestem nią zauroczona :)
Przepraszam za długość tego posta.
Ja po prostu jestem bardzo gadatliwa...
Ale to w końcu mój blog, mogę sobie chyba popisać ciut dłużej.
I jeszcze dowód na postęp prac w robótce "na poważnie"
Teodora ma piękne oczy :D Czy będziecie mówić na nią zdrobniale Tedzia?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Pewnie, że tak. Tedzia brzmi słodko.
UsuńSzczurki super! A to ostatnio to ma być czapka?
OdpowiedzUsuńTeodora i ja mamy ciut spóźnienia. Po prostu spędziłam 11 godzin w pracy.
UsuńAle rączki i nóżki dzisiaj jej zrobię.
Sukienkę może jutro :)
A to ostatnie to góra skarpety. Właściwie podkolanówki. Wzór ze strony Dropsa.
Lubię szczurki, a i dzierganka prezentuje się bardzo efektownie.
OdpowiedzUsuńSzczurki są fajne.
UsuńA do dzierganki skarpetkowej jakoś straciłam zapał.
Ale moja córka przylatuje do domu w grudniu, do grudnia sporo czasu...
I szczurek będzie miał dziewczynę ;-) Jest piękna, a będzie jeszcze piękniejsza :-) Już się nie mogę doczekać, kiedy pokażesz ją skończoną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tedzia ma już tułów, dzisiaj dostanie łapki i wtedy ją sfotografuję i wrzucę na bloga.
UsuńSłodka mysza będzie ;) Chociaż, jak zobaczyłam miniaturkę, to pomyślałam, że robisz wymyślne męskie stringi... takie kosmate myśli...
OdpowiedzUsuńHe he, jakoś nie wpadłam na ten przedni pomysł...
UsuńMałżona już podpytałam czy chce :)
Zapowietrzył się ciut.
Nie wiem czemu...
Przecież mogłabym wydziergać je z czegoś niegryzącego :)
Super szczurek, juz widze ze Pani szczurkowa tez bedzie piekna!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Szczurkowa w całości jest urocza...
UsuńNo i teraz przez Ciebie muszę sobie szczurka zrobić. Mam chyba nawet włóczkę, co się nada - odrobinkę przędzionej ręcznie wełny wrzosówki - wprawdzie nie czarnej, a brązowej, ale to chyba będzie najlepszy wybór! A może nawet skończy się tak, że szczurek powstanie i trafi jako prezent do pewnego zaprzyjaźnionego szczurzoprzyjaznego domku. I to wszystko Twoja wina :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam bardzo.
UsuńPrawdę mówiąc to ja nie pałam do gryzoni jakąś bardzo szczególnie wielką miłością.
Znaczy do szczurków.
Ale mój Małżon posiadał dwie sztuki i upiera się, ze to fantastyczne stworzenia.
Szczurek nr jeden to zakup na pocieszenie i pomyślałam, że szczurkowa mu się spodoba.
Spróbowałby twierdzić coś innego!
Jaka cudna Teodora! No piękna po prostu! Jaki ma pyszczek - cudo! A ja myślałam, że nie lubię szczurów. Jak to się można pomylić :)
OdpowiedzUsuńTo grymaszenie włóczkowe świetnie rozumiem - ja też wolę teraz dziergać z lepszych włóczek. Wyjątek stanowią swetry dla córci, które raz, że lądują co chwilę w pralce (wełny bym tak często nie ośmieliła się prać), a dwa - że szybko się z nimi rozstajemy, bo Mała rośnie.
Pozdrawiam,
Asia
Dziękuję bardzo.
UsuńZa moment wrzucam zdjęcia Teodory w całości.
Nawet w ubranku, bo nie będzie przecież na golasa paradować.
Pomimo nęcącego"tatuażu" na siedzeniu.