ależ miałam plany na dzisiejszy dzień.
Nie macie pojęcia jak zapełniony kalendarz...
Wszystkie (prawie) związane były z opuszczeniem poddasza, z którego piszę.
Niestety odwiedziła nas Imogen.
Kolejny w tym roku sztorm znad Atlantyku.
Wieje (w porywach do 120km/h), wyje, leje i zacina deszczem.
Przy okazji próbuje sił z dachem nad moją głową.
Póki co dach wygrywa ale wcale nie jestem pewna ostatecznego wyniku tej rozgrywki.
W mieście - pomarancowy alarm, poodwoływane loty i zapewne poddtopienia.
Wylądowałam wczoraj po ósmej rano i pogoda wtedy była fantastyczna, znowu mi się udało :) a teraz mamy mały koniec świata.
Nie ma mowy, nie wyściubiam nosa z domu.
Postanowiłam przywieźć z Polski maszynę do szycia i właśnie wędruje ona wraz z kurierem przez pół Europy. Maszyna jest nowa i po wielu bojach ze sobą kupiam sprawdzonego Singera.
Czekam i nie mogę się doczekać :)
W Polsce zostawiłam czterdziestoletniego Łucznika, przesiadka będzie więc jak z malucha do mercedesa.
Przywiezione zakupy (tkaniny, nici, guziki, czesanka) popakowałam i z braku pomysłu (a raczej nadmiaru pomysłów i braku decyzji) na kolejną chustę - robię to co najłatwiejsze i najszybsze.
Powstały kolejne naszyjniki.
Tradycyjnie z suszonych roslin (moje ulubione) i jeden "kosmiczny".
Piękne naszyjniki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za dach - żeby wygrał potyczkę z Imogen! :))
Fantastyczne naszyjniki :-) Masz genialne pomysły na nie - bardzo mi się podobają :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Imogen zaraz sobie pójdzie precz...
Pozdrawiam serdecznie.
Chusta się zapowiada bardzo ładnie. A naszyjniki prześliczne! :)
OdpowiedzUsuń