wtorek, 9 września 2014

SZCZUREK CZYLI MAŁE FORMY

Dobry wieczór,

przy okazji wyjazdu Marci, naprędce zajęłam się łataniem, zaszywaniem, naprawianiem i przerabianiem.
Nie zdążyłam oczywiście wydziergać skarpet (mam się wyrobić do zimy, kiedy to Marcia zjedzie na Boże Narodzenie do domu).
Powstało za to opakowanie na komóreczkę.
Z wielką przyjemnością wydziergałam coś tak małego i przy okazji postanowiłam wkleić tutaj zdjęcia, które nazwijmy umownie "małe formy".
Teraz lojalnie uprzedzam, zmuszona jestem opowiedzieć ciut przydługą historię.

Zdjęcie pierwsze - Szczurek. Wersja 1.0.
Szczurek Nici, wersja 1.0. Girona


Szczurek został nabyty drogą kupna przez mojego Lekko Udomowionego Mężczyznę jako erzac, niedługo po tym jak okoliczności życiowe zmusiły go do poszukania rodziny zastępczej dla posiadanych przez niego gryzoni.
Gryzonie były dwa, miały jakieś egzotyczne, japońskie imiona, których nie potrafiłam opanować.
Dość szybko zostały więc przemianowane na łatwe do zapamiętania: Ping i Pong.

Niestety, w związku z wypadkiem w pracy, koniecznością kolejnych operacji oraz rehabilitacji w Polsce, Ping i Pong musieli się wyprowadzić do domu zastępczego.
Tak więc któregoś dnia, Małżon wrócił z okolicznej galerii handlowej ze Szczurkiem.
Szczurek dość szybko awansował w domowej hierarchii ważności i zaczął być zabierany na wszelkiego rodzaju wyjazdy.


Tutaj - Szczurek na kawie, na lotnisku.
Szczurek na kawie, lotnisko Rębiechowo

Jak widać, Szczurek w wersji 1.0 nie miał jeszcze zbyt wiele wspólnego z dzierganiem.
Konieczność dziergania a raczej, czy ja wiem jak to nazwać, operacji plastycznej, pojawiła się któregoś dnia po moim powrocie do domu.
Nasza suka, Melka, seterka szkocka tyleż piękna co charakterna, z coraz większym oburzeniem przyglądała się rosnącej zażyłości Jej Osobistego Pana i pluszowego gryzonia.
Któregoś razu, po powrocie do domu, znalazłam Szczurka 1.0 w stanie wskazującym na bliskie spotkanie z potężnymi szczękami Melki.
Było to dość nietypowe zachowanie gordonki bo ona w zasadzie, od czasu szczenięctwa, niczego nie zniszczyła.
Gryzoń był w stanie dość opłakanym.
Nie miał oczu, kawałka nosa i całego ucha a także większej części bujnej czuprynki.
Po reanimacji i drobnych zabiegach upiększąjaco - plastycznych, powstała Wersja 1.1 naszego Szczurka:
Szczurek Nici, po operacji, wersja 1.1
Może ciut przerażający, z tymi guzikowymi oczami jak z Koraliny Neila Gaimana... Małżon twierdził, że wygląda jak twardziel.


Niestety, wydaje mi się, że Szczurek 1.1 nie uwierzył w swoje bezpieczeństwo w naszym domu i podczas kolejnego wyjazdu, zaginął.
Nie wiemy nawet zbytnio gdzie, urwał się gdzieś pomiędzy Segovią a Avilą.
Nie udało się nam go odnaleźć...

Lekko Udomowiony Mężczyzna był niepocieszony a ja zostałam obarczona winą za niedopilnowanie gryzonia na wycieczce.
W dodatku okazało się, że kupienie pluszaka z kolekcji 2008 (chyba) nie jest wcale takie łatwe.
Udało się go znaleźć dopiero w tym roku i w ten sposób w naszym domu pojawiła się Wersja 2.0 Szczurka.

Tym razem postanowiłam zrobić coś aby był choć cień szansy na odnalezienie zguby.
W związku z wyjazdem Małżona i Szczurka do dość chłodnej Irlandii, Szczurek 2.0 został przeze mnie odpowiednio wyposażony.
Otrzymał ekwipunek małego podróżnika: płaszczyk z kapturkiem na chłody oraz plecak, w którym ma na zanętę drobne monety oraz kartkę z numerem telefonu i mailem




oraz prośbą o kontakt.

Szczurek Nici, wersja 2.0, skalista plaża, gdzieś w Irlandii...
Jak widac, na chłody Szczurek jest wyposażony.
Gorzej z upałem.
Potrzebne mu będą bermudy w kwiatki...
Jak ja to wydziergam?
:)


I na koniec jeszcze, zdjęcie etui na komórkę Marci.

Na koniec krótkie podsumowanie projektów większych niż "godzinne".
Mam rozgrzebanych, w fazie bardzo wstępnej, kilka robótek.
Nie wiem kiedy to wszystko skończę i kiedy będę mogła pochwalić się skończonymi pracami.
W dodatku, podczas dzisiejszej przejażdżki rowerowej (22 km :)) mijała mnie dziewczyna na rowerze, która miała na sobie bardzo ładne poncho.
Wiecie już oczywiście, prawda?
Poncho by się przydało i mam akurat taką ładną wełnę na nie...
NIE.
Będę twarda...
Może jakaś GRUPA WSPARCIA?
:)

2 komentarze:

  1. Spieszę z rewizytą. Podoba mi się historia o szczurku i ubranko, które dla niego wydziergałaś. Wersję letnią zrób szydełkiem, nim łatwiej robi się kwiatki. Ciepło pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiolu historia Szczurka nie tylko fajna,ale dla mnie wzruszająca.Super pomysł z tym plecaczkiem i danymi do kontaktu.Teraz na pewno Szczurek się nie zgubi.

    MIRI

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tutaj trafiłaś/-eś. Będzie mi jeszcze bardziej miło gdy zamieścisz jakiś komentarz.