co by tu zrobić w czasie kwarantanny?
Znaczy dobrowolnej ale jednak.
Obejrzałam wczoraj film, na którym widać jak walczą z wirusem w Chinach.
Szczególne wrażenie zrobiły na mnie sceny, na których widać dezynfekcję ścian, wind, przycisków, chodników. Odbywa się to... cztery razy dziennie.
Na te obrazki nakładają mi się sceny z życia w Irlandii. Niby jest jakaś kwarantanna ale jednak ludzi sporo, szczególnie młodzieży i ...starszych, siwowlosych.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak to wyglądało we Włoszech przed...trzema (!) tygodniami.
Jak jest teraz, te kolumny wojskowych ciężarówek z trumnami w Bergamo pewnie wszyscy lub prawie wszyscy gdzieś widzieli.
Do tego tłucze mi się w głowie, że oboje jesteśmy w grupie podwyższonego ryzyka.
Szczególnie mój Małżon, który każdy pobyt w irlandzkim szpitalu przechodzi na cienkiej granicy przeżywalności.
Niby irlandzkie szpitale są lepiej wyposażone niż w Polsce ale...
Ostatni pobyt wiązał się z usunięciem pęcherzyka żółciowego. Zabieg miał być wykonany szybko, bardzo szybko. Po przejściu martwiczego zapalenia trzustki termin wykonania zabiegu był określany na około pół roku (zapalenie trzustki spowodował kamień żółciowy).
Tymczasem minęło dwa i pół roku, próby zmuszenia systemu do wykonania zabiegu były bezskuteczne (dobijanie się do lekarza rodzinnego, konsultanta etc).
Nie pomógł nawet pobyt na ostrym dyżurze (ból i stan podgorączkowy też nie zmienił decyzji szpitala).
Dopiero gorączka 39,8 bez żadnych innych objawów poza bólem brzucha spowodowały, że w końcu na ostrym dyżurze wykonano usg.
Diagnoza- pęcherzyk żółciowy jest już dziurawy.
Jeżeli myślicie, że to był nareszcie koniec problemów to nie, nie był.
Otóż pan doktor na izbie przyjęć oznajmił nam, że trzeba operować.
To było dość oczywiste.
Druga część komunikatu już nie.
Bo druga część brzmiała: teraz nie ma zbytnio miejsc w szpitalu więc wypiszemy do domu ale od razu dostaniesz datę wykonania zabiegu.
Wydawało mi się, że nie rozumiem. Jak to wypiszą? Z perforacją pęcherzyka?
Tak. Teraz wypiszą. Później przyjmą.
Została nam więc ostatnia deska ratunku, czyli email do naszego doktora konsultanta.
Chyba pomogło.
Małżon wieczorem trafił na oddział skąd od razu pojechał na operację.
Zabieg trwał sześć godzin bo jak powiedział doktor „ to już nie był ostatni gwizdek na zabieg, było już po gwizdku”.
Potem jeszcze kilka drobiazgów w iście irlandzkim stylu (podanie antybiotyku, na który Małżon jest uczulony)
Wypisany został po czterech dniach z dziurą w brzuchu o długości 30 cm.
Oczywiście trafił do szpitala z powrotem (zabieg w Irlandii, taki bez słowa infekcja, chyba się nie liczy) i po kolejnym tygodniu wypisano go do domu.
Tym razem dziura w brzuchu wyglądała groźniej. Rozpruli wszystkie szwy i odstawili go do domu z otwartą raną o głębokości 2,5 cm. Musiałam napychać biedaka jakąś gąbką i robić opatrunki.
Dlatego jakoś nie chcę sprawdzać czy kolejny pobyt w szpitalu nie będzie miał jeszcze bardziej dramatycznego przebiegu.
Małżon w stanie technicznym, który można określić zwrotem: „jest jak jest, oby nie było gorzej”. Na chodzie ale żyjemy ze strachem ☹️.
Tak więc po dzisiejszych zakupach (maseczki, rękawiczki, zele antybakteryjne poszły w ruch) postaram się nie wypuszczać go z domu.
Zobaczymy jak się rozwinie sytuacja.
Znudziło mi się dziubanie na drutach.
Mam co prawda rozgrzebany obraz „krzyżykowy” ale uznałam, że potrzebuję ufoka. Czegoś mniejszego.
Zakupiłam więc dwa wzory i korzystając z zapasu muliny zaczynam wyszywać.
Będą ładne.
Na razie.
Jak Wy radzicie sobie w tych trudnych czasach?
I ogólnie i z nudą?
Juz czekam, jakie te zuczki beda :)
OdpowiedzUsuńJa nie moge sie na nude uskarzac, ogrodek zabiera caly czas.
Pozdrawiam :)
Mój mikroskopijny ogródek to kolejny powód do smutku.
UsuńMamy tu epidemię opuchlaków.
Wybijam od paru tygodni jaja i larwy.
Wyciągam rośliny z donic, wypłukuję korzenie i trzymam kciuki za to, żeby jednak po takim traktowaniu jednak jeszcze rosly...
Wielka wisteria ponadgryzana. Clematisy.
Nawet w iglakach było mnóstwo jaj i larw. Z kilkudziesięciu żurawek zostały marne ogryzki (niektóre po interwencji i wsadzeniu do nowej ziemi z ukorzeniaczem, próbują rosnąć), zostało ich tylko kilkanaście. Bieda z nędzą.
Szybko zajrzalam o wujka G. zby zobaczyc te opuchlaki. Musze przejrzec dokladnie roslinki, moze to nowa inwazja?
UsuńJakie piękne żuczki! Powodzenia w krzyżykowaniu:-)
OdpowiedzUsuńAle mnie zaskoczyłaś tą irlandzką służbą zdrowia. Wydawało mi się, że takie rzeczy to tylko u nas.... Wobec tego życzę samuśkiego zdrowia i to w hurtowych ilościach, cobyście już nie musieli korzystać z leczniczej oferty!
Niestety, nie mogę powiedzieć, że oceniam bardzo pozytywnie służbę zdrowia u nas ale tu jest zazwyczaj dramatycznie. Problemy są jakby w innym miejscu. Kompletny brak lekarzy. Wyobraź sobie, że podczas weekendu, dyżur na dwóch oddziałach (lezeli tam ludzie po wypadkach, operacjach i ogólnie w stanie średnim i ciężkawym) pełniła jedna (jedna!) lekarka. Lat...24. Na pytania odpowiadała po konsultacji z wujkiem google...
Usuń