Ciut zaniedbałam ostatnio blogowanie ale już nadrabiam.
Tygodniowa wizyta w Polsce mocno rozregulowała nasz rytm życia.
7 dni to stanowczo za mało aby odwiedzić większość rodziny i znajomych i w międzyczasie pozałatwiać różne ważne sprawy.
Czasu nie było na nic.
Dziergania też (prawie).
Mniejsza z tym.
Wracam do ustalonego rytmu dni i tygodni.
Dzisiaj znowu środa...
Jak środa to akcja u Maknety.
Co się dzierga?
Zaczęlam przedwczoraj najzwyklejszy na świecie sweter z przywiezionej wlóczki Belle Dropsa.
Nitka ciut się rozwarstwia w trakcie pracy ale ogólne wrażenie robi dobre.
Kupiłam ją na wakacyjną, ażurową bluzkę i torebkę i nie wiem w jaki sposób na druty wskoczyły ostatecznie oczka na zwykły, luźny sweter robiony od góry.
Nie jestem przekonana czy dobrze zrobiłam ale prucia nie będzie.
Mój brak entuzjazmu zwiększył się kilkukrotnie po pytaniu Małżona: "Ale... to taki do chodzenia po domu będzie? Z tym różem..."
Wrrrr.
Paskudnik.
Spojrzałam na drania wyniośle i nie skomentowałam...
Z planów dziergania Ascalona na razie zrezygnowałam.
Nie, nie dlatego, że nie zamieram go zrobić.
Cieszę się, że opanowałam ochotę na złapanie za druty od razu po przewinięciu Malabrigo w kłebek.
Dotarło do mnie, że co prawda autorka sugeruje 800 metrów włoczki na tę chustę ale ... w wersji jednobarwnej.
Moja ma być dwukolorowa i nie wiem czy ozdobny border i "korpus" chusty pochłoną tyle samo włóczki.
Poczekam aż chustę wykona Agnieszka (Intensywnie Kreatywna) i dopiero wtedy na druty wskoczą oczka (albo motek do koszyka...)
Co czytam?
"Nokturny" Kazuo Ishiguro.
Pięć opowiadań o muzyce i zmierzchu.
Zasadniczo nie przepadam za literaturą japońką.
Mój Małżon, który jest jej wielkim fanem (jak wszystkiego co japońskie zresztą) posiada w domowej biblioteczce sporo japońszczyzny i sięgnęłam po te opowiadania w poszukiwaniu czegoś krótkiego do czytania.
Ishiguro czyta się na razie super.
Bohaterem i narratorm pierwszego opowiadania jest Polak. Gitarzysta grający w orkiestrach na placu Świętego Marka w Wenecji.
Pewnego dnia spotyka amerykańskiego śpiewaka, którego fanką, w czasach komunistycznych, była jego matka...
Dobrze się czyta.
Pozdrawiam.
Zwyklaki są najpotrzebniejsze! Książka mnie zaciekawiła, wpisuję sobie na listę do przeczytania :).
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że zwyklaki to bardzo potrzebna część garderoby :)
UsuńŁadny sweterek się zapowiada:) Kolorki śliczne:)
OdpowiedzUsuńZwyklaki mają to do siebie, że zawsze do wszystkiego pasują.
OdpowiedzUsuńTaki sweter zawsze się przyda!
OdpowiedzUsuńZwyklak, czyli basic, czyli wiele możliwości stylizacji.
OdpowiedzUsuńza japońską literaturą nie przepadam. Jest specyficzna.
OdpowiedzUsuńA sweter jak w sam raz . Zaraz zima
Książkę czytałam. Zgodnie z tytułem przygnębiające, a dla mnie dodatkowo trochę zatrważające... Ale nie będę zdradzać ;)
OdpowiedzUsuńZwyklak obiecujący :)
Haha, szalenie "podoba mi się" komentarz Twoje męża ;) Przypomina mi komentarze mojego Samca, które również dodają robótkowaniu skrzydeł co nie miara... Kiedyś chyba zbiorę osobny post z jego komentarzy i genialnych porad ;)
OdpowiedzUsuńA osobiście nie jestem fanką różu, ale połączenie delikatnego różu z szarością mnie urzeka, więc ani się waż nosić sweterek tylko po domu! ;)