czwartek, 9 maja 2019

Żurawkowe/roślinne uzależnienie


Pierwsza była poobijana, przecenionana na jakieś grosze Heuchera Shanghai.
Wrzuciłam ją do ziemi i przeobraziła się w prawdziwą piękność...
Od tamtej pory moja kolekcja się „ciut” rozrosła.
Niestety, nie zostawilam sobie etykiet od tych pierwszych.
Podejrzewać tylko mogę co mam na grządkach.
Na pewno mam w skrzyniach:
Shanghai
Cherry Cola
Southern Comfort
Wild Rose
Northern Exposure Amber
Fire Alarm
Sugar Plum
Ruby Royal
Delta Dawn
Fire Chief
Green Spice
Lime Marmalade
Marmalade
Autumn Leaves
Palace Purple
Marvellous Marble

I jeszcze jakieś inne, muszę je kiedyś skatalogować.

W każdym razie, ostatnio mój zapał do robótek ręcznych jakoś przygasł.
Działo się niewiele (mam za to mnóstwo rozgrzebańców) a czas mijał mi przyjemnie na pracach ogródkowych. Mój ogródek jest niewielki i prawie wszystkie rośliny mam w pojemnikach (zamierzam je spakować i przewieźć do Polski kiedy zapadnie decyzja, ze to już dzień O). Wydawać by się mogło, że nie daje to wielkiego pola do popisu ale nie jest to dla mnie wielka przeszkoda. Po prostu...w kółko coś przesadzam.
Dzisiaj więc wpis ogródkowy.
Na pierwszym planie - hotel dla owadów (handmade :))

Poniżej, po prawej stronie - choinka doniczkowa z ostatniego sezonu. Kupiona w sieciowym Dunnes Stores...najwyraźniej postanowiła nie usychać. Trzymam za nią kciuki.








Tutaj mój najnowszy nabytek. Kuflik, zwany tutaj bottle brush. Ciekawe z jakiego powodu :) ?











Trzy ostatnie zdjęcia to moja ostatnia robótka. Po długiej przerwie wzięłam się za dzierganie. W dodatku jest to przeróbka. W ubiegłym roku powstała szydełkowa bluzka. Podobała mi się ale jakoś jej nie nosiłam. Chyba nie przepadam za dzianiną wykonaną przy użyciu szydełka. BLUZKA została więc prawie w całości spruta. Zostawiłam tylko karczek, do którego dorabiam teraz pozostałą część. Do bawełny Drops Safran dodałam cieniutką nitkę (wełna estońska) i popołudniami (kiedy już poprzesadzam sobie parę roślin) dłubię sobie powolutku. Rękawy będą chyba proste. Chociaż jeszcze nie wiem. 

Pozdrawiam z wiosennej Irlandii.







2 komentarze:

  1. A co toto, takie wlochate, czerwone???
    Zurawki piekne sa, bardzo je lubie, sama mam na razie 5 roznych :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Basiu, to włochate i czerwone to po naszemu kuflik cytrynowy albo kalistemon jak ktoś woli. Zobaczyłam w sklepie ogrodniczym i nie chciałam oddać :) Fantastyczne ma te kwiatostany, jak szczotki-wyciorki do szorowania butelek. To czerwone to pręciki i zakończone są żółtymi kulkami pyłku. Cytrynowy bo dodatkowo liście mają cytrynowy zapach (jakoś tego jeszcze nie zauważyłam).

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tutaj trafiłaś/-eś. Będzie mi jeszcze bardziej miło gdy zamieścisz jakiś komentarz.