wtorek, 30 października 2018

Biżuteryjnie

Dzień dobry,

rozleniwiła mnie ta nieprawdopodobnie słoneczna jesień.
Jesień w Irlandii, taka słoneczna, ze złotymi liśćmi i pięknym światłem to rzecz dość niespotykana.
Poza tym koniec października to czas Cork Jazz Festivalu i jakoś tak nie było za dużo czasu na rękodzieło.

Wstałam dzisiaj rano z mocnym postanowieniem, że ten stan rzeczy (błogie lenistwo) nie może trwać wiecznie. Tym bardziej, że jestem umówiona na przedświąteczny kiermasz. Wypadałoby coś przygotować do ewentualnej sprzedaży. Zacznę od robienia biżuterii bo jej zapasy mocno zmalały.

Tak więc zaparzyłam kubek herbaty (sypany Earl Grey z pomaranczą) i wyciągnęłam szkiełka, bazy, suszone paprotki, kwiatki i kartony. Do psich misek wlałam świeżą wodę i nasypałam chrupek. Zignorowałam gniewne fuknięcia Funi (pełna dezaprobata, wczoraj za karmę był odpowiedzialny Ukochany Pan i w misce wylądowały chrupki z jajecznicą na maśle a na deser były herbatniki migdałowe i ...kawa z mlekiem o smaku Baileys’a...). Funia kocha kawę z mlekiem, szczególnie mocca sprawia, że dopomina się natarczywie o swój przydział. Brysiek smętnie huknął nosem w miski i ostentacyjnie poszedł do kąta. Ma wyrzut w foczych oczach i widzę, że myśli: „pamiętaj chytra babo z Gdańska, zła karma zawsze wraca...”. Trudno. Nie będzie jajecznicy, szczególnie, że z niesmakiem zauważyłam pewną kurczliwość odzieży. O ile sweterki z wełny mogę jeszcze podejrzewać o złośliwą zmianę rozmiaru w wyniku filcowania, to już sportowa, nieprzemakalna kurtka na pewno się nie zbiegła w praniu. Psie jedzenie nie będzie mnie kłuć w oczy jajkami na maśle. O herbatnikach nie wspominając...
Zrobiłam przegląd dóbr i idę kleić.




Zanim wrócę do klejenia wrzucę tu jeszcze kilka zdjęć z ubiegłego tygodnia.

Na początek nasze nowe zwierzątko. Kameleon imbirowaty...
Leżał w sklepie na półce i nie mogłam go tam zostawić.


J jeszcze parę migawek z czwartkowej parady Dia De Los Muertos. Z okazji startu Guinness Cork Jazz Festivalu odbyła się ona w centrum miasta. Wieczorem w Cork usłyszeć można było nowoorleańskie brzmienia i obejrzeć coś na kształt jazzowego pogrzebu z południa USA połączonego z imprezą na zbliżający się Halloween. Było barwnie, głośno i wesoło.







PS. Opis chusty Kompromis już zbliża się do mniej więcej środka :)

8 komentarzy:

  1. Piękna ta biżuteria. Taka trochę... zatrzymaj lato.
    Festiwal prezentuje się...strasznie... interesująco :)
    Pozdrawia inna "chytra kobieta z Gdańska" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas to jest nawet nie tyle kobieta co baba...Wzięła się stąd, że po przyjeździe do Irlandii zabrałam się za lekkie szkolenie całej trojki... Zaczęłam od ograniczen żywieniowych bo Małżon pasł psiska jajówką i wędzonymi żeberkami. Niestety, Brysie nie były zachwycone, bezbłędnie też oszacowały gdzie jest „najsłabsze ogniwo”. Nękały więc Małżona, uporczywie ignorując pełne miski chrupek... Byłam twarda i kiedyś usłyszałam jak Małżon się tłumaczy: „Wiesz Brysiu, ja bym Ci dał jajecznicę już dawno ale przyjechała ta chytra baba z Gdańska i to ona nie pozwala...” I tak sie już baba z Gdanska przyjęła...

      Usuń
  2. Biżuteria wymiata! Jest przepiękna i wyjątkowo-wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakos nie lubie tych straszydel...
    Zawieszki sliczne, delikatne, zycze im powodzenia na kiermaszu :)
    Pozdrawianm :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszydła w rytm tej nowoorleańskiej muzyki były całkiem przyjaźne nastawione...

      Usuń
  4. Ha, uśmiałam się z menu Waszych pupili:-) Opisałaś to szalenie sympatycznie i z wielkim humorem, aż mi się ciepło zrobiło:-) choć u nas też ciepła nie brakuje, temperatury bliskie 20 stopni, więc to może też i od tego;-)
    Twoje wisiory są absolutnie wyjątkowe, jeszcze nie widziałam takich cudów.
    Festiwal musiał być niesamowity, a jeszcze jak pogoda dopisała, to już w ogóle super impreza, ciekawe, czy u nas kiedyś przyjmie się taki zwyczaj, na razie obchodzący są straszeni opętaniem, grzechem i wiecznym potępieniem, a ja nie mogę się połapać, jak to możliwe, że w równie katolickiej Irlandii halloween grzechem nie jest???

    OdpowiedzUsuń
  5. Irlandczycy są dość podobni do Polaków ale też jest sporo różnic. Główna to ten luz i tolerancja. Bez zadęcia, fanatyzmu i paranoi. W każdą stronę. Nikomu nie przeszkadza krzyż na ścianie ani brak krzyża... Poza tym tradycja Halloween wywodzi się z Irlandii. Tak swoją drogą komuś już przeszkadza w Polsce pogański zwyczaj topienia Marzanny...😜

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że tutaj trafiłaś/-eś. Będzie mi jeszcze bardziej miło gdy zamieścisz jakiś komentarz.