Sroda?
Hmmm
Kończę Zwyklaka.
Już prawie, prawie ale nie obyło się bez konieczności prucia rękawów (za szybko zaczęłam zmniejszać liczbę oczek, jak zwykle "na oko" i tym razem wyszły mi rękawki 3/4.
Niezbyt praktyczne.
W każdym razie juz prawie jest.
Dekolt spory, długość - raczej tunika niż sweterek.
Rękawy zamierzam dokończyć dzisiaj i zabrać się za sweter dla Marci (będzie się działo ciut więcej niż zmiana kolorów z budyniu czekoladowego na malinowy a następnie na owsiankę...
Poza tym zaczyna mi się po nocach śnić dzierganie szydełkowej sukienki (obiecałam a nawet próbki nie mam...)
Środowa akcja u Maknety wymaga choć paru słów o czytanych lekturach.
Skończyłam etap Magdaleny Witkiewicz.
Sięgnęłam po "Milaczka" bo nazwisko autorki wyświetliło mi się w jakimś poście na fb (zadziałało to pokazywanie postów znajomych, pisarka jest koleżanką mojej koleżanki...)
Po "Milaczku", dla przyzwoitości sięgnęłam po kontynuację czyli "Szczęście pachnące wanilią" a następnie, tak z rozpędu po "Szkołę żon", "Pensjonat marzeń" i "Pierwszą na liście".
Moje wrażenia?
Można preczytać, pani Witkiewicz ma spore grono zagorzałych wielbicieli ale akurat mnie nie oczarowała jakoś szczególnie.
Jest to oczywiście tak zwana "literatura kobieca", niekoniecznie pretendująca do szuflady "wielkie działa literackie" ale lubię kiedy podczas czytania odnoszę wrażenie, że to co czytam to powieść, której sama nie potrafiłabym przy pewnej dozie samodyscypliny napisać...
Sama zresztą nie wiem, może się czepiam ale to w końcu tylko moja opinia.
Nie chcę aby to jakoś żle zabrzmiało, czytam mnóstwo książek, w tym także czytadła do autobusu czy kolejki u lekarza :)
Niekoniecznie tylko "wielką literaturę" ale niektóre z takich czytadeł jakoś lepiej mi się kojarzy.
Może to wina okoliczności przyrody, pory roku, ogólnej sytuacji, w której teraz jestem?
Nie wiem.
Pora na kilka zdjęć ZWYKLAKA.
I na deser, Merlin podczas rehabilitacji (bo dawno nie było moich sierściuchów, prawda?)
I w kwestii wyjasnienia tytułu.
Kulinarne czytadło bynajmniej nie z powodu wanilii w tytule przytoczonym powyzej.
Czytam właśnie pozycję z tego samego gatunku (literatura kobieca).
Tym razem zaciekawił mnie tytuł.
Nathalie Roy, "Smaczne życie Charlotte Lavigne"
To pierwszy nosi podtytuł "Pieprz kajeński i pouding chomeur".
Zapowiada się smakowicie...
Przepiekny zwyklak. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie. pieknie połączyłas kolory. Uściski dla Ciebie i głaski dla Merlina:-)
OdpowiedzUsuńŚwietny sweter i ciekawe kolory:) Z książkami tak bywa albo przypadną do gustu, albo nie... Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńfajny zwyklak ;D Takich duzych swetrow wlasnie mi w szafie brakuje ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
i nawet nie wiedzialam, ze psy tez miewaja rehabilitacje :o
Wspaniale wygląda Twój zwyklak :-) Śliczne kolory.
OdpowiedzUsuńGłaski dla Merlina i pozdrowienia dla Ciebie.
Z całej tej wymienionej literatury chyba najbardziej interesująco jawi mi się ta "kulinarna" :)).
OdpowiedzUsuńZwyklak superzasty - a rekawy 3/4 moim zdaniem są najpraktyczniejsze, ja zawsze rękawy podciągam :)
Podzielam Twoją opinie na temat p.Witkiewicz.
OdpowiedzUsuńZwyklak nie taki znowu zwykły, bardzo fajny sweter Ci wyszedł:)
Fantastyczny zwyklak! Merlin w sanatorium-bezcenny, niech wraca do zdrowia.Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńFajniutki swetrerek.
OdpowiedzUsuń"powieść, której sama nie potrafiłabym przy pewnej dozie samodyscypliny napisać..." - brzmi intrygująco.
OdpowiedzUsuńNa czytadła też trzeba mieć nastrój. A swoją drogą tytuł "Smaczne życie Charlotte Lavigne" interesujący.
OdpowiedzUsuń