wiecie co jest najbardziej zabawne w hurtowej produkcji pierniczków mającej miejsce co roku w naszym domu?
To, że w zasadzie nie przepadam za nimi.
To taki rodzaj zabawy, w której bierzemy udział pomimo braku małych dzieci.
Cóż, w końcu ktoś tu się wychował na lekturze "Dzieci z Bullerbyn":)
Dziecko tego kogoś, umiało swego czasu na pamięć książeczkę pt. "Gwiazdka z Bullerbyn" i potrafiło deklamować kolejne strony bez zająknięcia i z bezbłędną dykcją, udając w wieku lat czterech umiejętność perfekcyjnego czytania.
Jak więc zrezygnować z takiej tradycji?
Tym bardziej, że ta masa piernikowa nagle zaczyna się kurczyć, popakowana w ozdobne woreczki znika w mgnieniu oka, rozdawana bliższym i dalszym krewnym i znajomym.
Tak przy okazji - pieczenie to nie była jedyna moja aktywność w ten weekend.
Poczułam sie ciut lepiej i zrobiłam czapkę oraz komin z włóczki Drops Verdi.
Została kupiona na chustę dla mojej Teściowej.
Chusta nie zachwyciła mnie, zrobiłam jej zdjęcia podczas blokowania i oddałam właścicielce.
Wygląda TAK.
Tymczasem okazało się, że jest lubiana i często używana.
Włóczka jest niezwykle ciepła, cieniutka i bardzo lekka.
Ładne są również kolory. Beż/kawa z mlekiem, przechodząca w blady róż.
Jeden motek tej włoczki waży 350g i jest gigantyczny.
Naprawdę gigantyczny - większy od głowy mojego Dziecka :) W dodatku to motek, który jest bajkowy. Prawie jak z bajki "Stoliczku, nakryj się".
Końca nie widać.
Zrobiłam sporą chustę.
Czapkę i komin z podwójnej nitki.
I został mi wielki kłębek :)
Wyjdzie jeszcze jedna duża chusta.
Zaraz wrzucę zdjęcia komina. Czapka już "się nosi".
Zaczęłam robić go zgodnie z opisem na stronie Dropsa. Komin z podwójnej nitki, ściągacz angielski.
Po przymiarce, zdecydowałam się zmodyfikować wzór. Komin miał być ciepły. Ogrzewać nie tylko szyję ale i ramiona.
Po bokach z co drugiego oczka prawego zrobiłam trzy (3x).
Dzięki temu powstał nie ciepły i gruby golf ale coś co oprócz szyi opatuli również część pleców, dekolt i ramiona.
Ale piękne te pierniki:) Ja już mam za sobą dwa motki Verdi, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzierganie z takiej włóczki to jak superekspres :)
UsuńGodzinka rano i czapka gotowa :)
Dwie po południu i komin spakowany!
Fantastyczne te pierniki :) Jeśli smakują tak jak wyglądają, a na pewno tak jest, też kilka poproszę ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pierniki, a jakoś nigdy nie miałam okazji ich piec, może czas coś zmienić w tej materii :)
Toż to prawdziwe mociszcze jest :) I pewnie bardzo miękkie :)
Zdecydowanie miękkie :) I pierniki i motek. Błyskawicznie się tez robi z takiej włóczki. Chociaż osobiście nie przepadam za puchatymi dzianinami (pewnie dlatego, że sama jestem zdecydowanie nadmiernie "puchata" :) )
UsuńZawsze miałam ochotę kupić ten motek Verdi :-) Lubię takie niekończące się historie... ;-)
OdpowiedzUsuńKomin rewelacyjny - świetne kolory.
Pierniki śliczne - pięknie je ozdobiłaś :-) A ja znowu pewnie na szybko ozdobię swoje czekoladą i posypię kolorowymi cukierkami... oj leniwa jestem...
Pozdrawiam serdecznie.
Mamy już wprawę w pokrywaniu lukrem :)
UsuńKolory tej włóczki sa super. Nie kocha zbytnio różu ale tutaj wygląda pięknie.
Nieustannie podczytuję blog i pomyślałam sobie,że dobrze byłobyzostawić jakiś ślad.
OdpowiedzUsuńPodziwiam za ilość pierniczków ale to takie przyjemne zajęcie.Mnie najbardziej urzekły te gołe z fantastycznymi stempelkami i pewnie niezbyt słodkie.Ale ja już tak mam,że im coś prostsze tym bardziej mi się podoba.
I śledzę z uwagą wybrane lektury, jednego autora już kupiłam,tylko czasu jakoś mało,ale święta będą moje!
To byłam ja, Gruschka, niby tak blisko a tylko wirtualnie....
Gruschko, Gruschko :) Święta się skończą i umawiamy się na jakiś spacer nad morzem, dobrze? Uprzedzam, że jestem niezłym piechurem :)
UsuńCiekawa jestem co za książkę kupiłaś? Ja się staram wypożyczać. Z prozaicznego powodu - brak miejsca. A teraz jeszcze wjechała mi do domu wiolonczela... Marcia postanowiła się naumieć "na za 3 tygodnie" jakiegoś koncertu Bacha...Spory to mebel taka wiolonczela. :)
Takie kłębki gigantyczne są czasami w moim lumpku i mają bardzo ciekawy skład:) Podobają mi się te choineczki piernikowe:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu :) Taka włoczka jak Verdi jest bardzo miła w dotyku i leciutka. Jeżeli lubi się puszyste dzianiny to super pomysł. Na szal/chustę/komin...
UsuńNajpierw przeczytałam tylko o ciasteczkach i już byłam pod wrażeniem, a później jeszcze dziergutki! WOW, nie próżnujesz:)) Motek rzeczywiście słusznych rozmiarów:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!:)
Istne "mociszcze" GIGANT !
UsuńDziękuję za odwiedziny.
Jak u Ciebie ładnie pachnie, piernikowo i świątecznie, no i te bajeczne kolorki, gdy wokół szarzyzna się panoszy. Włóczka to rzeczywiście marzenie dziewiarki- niekończące się motki, ( u mnie sweter na finiszu i juz kombinuję jak na rękawy coś dolepić bo braknie kilkunastu metrów). Pięknie! Komin bardzo przytulaśny. Taki to nie tylko na spacerze przygrzeje, ale i w pracy otuli schłodzone ciało. Pozdrawiam druciarsko!
OdpowiedzUsuńMnie się "zacięła" kamizelka. Ale czasu mam tyle o nic. Dobrze, że zaraz parę dni wolnego. Odsapnę sobie i porobię trochę na drutach.
UsuńWiolu jestem pod wrażeniem Twoich piernikowych arcydzieł....zresztą nie tylko ja,oboje z Mateuszem dostaliśmy ślinotoku :)
OdpowiedzUsuńPiękna taka piernikowa tradycja-niestety ani moje babcie,ani mama pierników nigdy nie piekły,więc ja nawet nie znam smaku takich domowych pierniczków i pewno już nie poznam.Sama nie piekę,ale nie z lenistwa,tylko z braku piekarnika-mamy tylko płytę czteropalnikową na butlę z gazem:( Trzeba obejść się smakiem :(
A ta włóczka niesamowita-nie wyobrażałam sobie,ze 350 gr,to może być taki ogromniasty kłębek :)
Mam prośbę-uściskaj Marcię ode mnie-powiedz jej,że ślicznie wygląda i buźka jej bardzo zeszczuplała.
Ciebie też mocno ściskam i uciekam już.Jestem prawie do granic możliwości zmęczona-mam u siebie wnusia,bo wnuczka jest w szpitalu,a córka z nią :(
Mirabelka :)
WOW! Jakie wspaniałe pierniki! I jak ich dużo!
OdpowiedzUsuń