sobota, 30 września 2017

CO SIĘ DZIEJE CZ.2

...czyli post dość medyczny.

Dawno mnie nie było.
Bardzo dawno nawet bo mamy niezwykle kiepską drugą połowę roku.

Małżon nadal w szpitalu. Jutro minie dziesiąty tydzień...
Z tych dziesięciu tygodni, cztery dni spędził na "zwykłej" sali, tydzień na intensywnej terapii, pozostałe tygodnie na sali intensywnego nadzoru medycznego...

Teraz do rzeczy.
Dlaczego właściwie o tym piszę?

Otóż moje drogie dlatego, że Moja Druga Połowa zachorowała na bardzo wredną rzecz.
Zapalenie trzustki.
Wywołane... kamicą żółciową.

Teraz łapka w górę. Kto ma kamicę pęcherzyka żółciowego? Co jakiś czas po bigosiku, surowej wędzonej polędwicy, tłustym obiedzie sięga do apteczki po sylimarol/raphacholin/ziółka/leki rozkurczające?

Ja przeżyłam tak ponad dwadzieścia lat...
O kamicy dowiedziałam się tuż po urodzeniu dziecka i świadomość ta towarzyszyła mi wraz z mniejszymi lub większymi dolegliwościami przez lata całe aż do ataku, po którym dostałam mechanicznej żółtaczki. Okazało się, że kamień utkwił mi w drogach żółciowych i trzeba było zabiegu endoskopowego aby udrożnić drogi żółciowe i pozbyć się intruza.
Od razu po wyjściu ze szpitala umówiłam się na zabieg usunięcia pęcherzyka żółciowego.

Przez te wszystkie lata ani razu nie usłyszałam od lekarza, że nie ma co zwlekać z zabiegiem bo konsekwencje mogą być dramatyczne.
Można "załapać się" chociażby na takie zapalenie trzustki albo na nowotwór (na który zmarła moja Mama, bez żadnych dolegliwości ze strony układu pokarmowego... po prostu któregoś dnia zrobiła się żółta i od diagnozy w szpitalu, do śmierci minęły niecałe 3 tygodnie...)

Ostre zapalenie trzustki to bardziej niż niebezpieczna choroba.
Leczenie jest długie, pacjent w tym czasie często przebywa w śpiączce farmakologicznej, otumaniony morfiną, spuchnięty, obrzmiały, z gorączką, wymiotami, może pojawiać się niewydolność płuc, nerek, serca, zakrzepy...
Do wyboru, do koloru.
A wszystko to przez kamień, który sobie gdzieś ugrzązł.
Jutro mija dziesiąty tydzień "naszego" chorowania.
O dacie wypisu ze szpitala rozmawiamy tylko w formie czarnego humoru.
Na razie nie ma o tym mowy.
Mój rekord to 40 godzin weekendu spędzonych przy łóżku.
Jedyne optymistyczne wiadomości są takie, ze krytyczny okres mamy za sobą ale...

Mam tu też dodatkowy stres zupełnie innego rodzaju.
Irlandzki szpital...
To jest temat na odrębny wpis i może kiedyś go zrobię. Na razie udało nam się (po wykorzystaniu wszystkich możliwych metod, włącznie z oficjalnymi skargami na szpital) doprowadzić do przeniesienia Małżona do sąsiedniego szpitala. Maja tam specjalistę od trzustki i zdecydowanie bardziej kompetentnych lekarzy. Pojawiła się nadzieja, że teraz leczenie ruszy z miejsca.

Tak więc, jeżeli któraś Was odkłada na później decyzję o wizycie u lekarza to bardzo was proszę - umówcie się na zabieg. TERAZ.

No dobrze, teraz jednak coś dziewiarskiego.
Dziergam zadziwiająco mało.
Wbrew pozorom, nie mam wcale dużo czasu przy tym szpitalnym łóżku.
Skończyłam wakacyjną bluzkę z bawełny.
Na razie zdjęć brak bo pogoda nie nastraja.
Teraz na drutach moje ukochane Sock Malabrigo.
Kolor Pocion.
Jesiennie jest na drutach. Kolory mchu, kory, ziemi i jesieni.
Troszkę to potrwa bo druty 3,25 i morze nitki do przerobienia przede mną.
Wbrew pozorom nie będzie to bowiem czapka...


Pozdrawiam jesiennie :)

sobota, 29 lipca 2017

CO SIĘ DZIEJE?

Wpisałam tytuł posta i na dłuższą chwilę znieruchomiałam.

Ze wstydem przyznaję, że posty piszę "w biegu". Nie przykładam się za bardzo do tekstów. Wrzucam zdjęcie, piszę parę zdań. Ot,blog to takie moje miejsce, w którym mam zdjęcia wydzierganych przez siebie rzeczy. Posty powstają od ręki, bez jakiejkolwiek korekty (co ze wstydem przyznaję).
Pogodziłam się już dawno z brakiem pięknych sesji zdjęciowych, dzięki którym taką przyjemność sprawia mi zaglądanie do blogów innych dziewiarek.
Zakładając bloga chciałam mieć coś na kształt kroniki dziewiarskiej. Miejsca, do którego za czas jakiś mogłabym zerknąć i przypomnieć sobie co i kiedy wydłubałam.
Zdecydowanie ten cel został osiągnięty.
Trochę się co prawda ta część kronikarska rozrosła, głównie za sprawą moich Sierściuchów i pięknej Irlandii, do której przyleciałam przed dwoma laty i od tamtej pory latam na trasie Irlandia-Polska przynajmniej kilka razy w roku.
Przede wszystkim jednak koncentruję się na wydłubanych przez siebie rzeczach.
Jakoś tak mi ostatnio ciągle pod górkę z tym dzierganiem...

Wrzucam zdjęcia. To bluzka, którą robię dla siebie.
Kolor chyba nie jest moim ukochanym i nigdy bym sobie nie zrobiła zapasu tej bawełny (Safran Drops) gdyby nie wzorzysta spódnica maxi kupiona niedawno.
Potrzebowałam czegoś w kolorze pasującym bardziej niż biel lnianej koszuli :)
Same wiecie, każdy pretekst jest dobry aby dokonać zakupu nowej włóczki.
Szczególnie podczas wyprzedaży...
Powstał z tej bawełny również kocyk dla maluszka, który czeka na kilka zdjęć.
Troszkę jeszcze poczeka.
Pogoda jest co prawda znakomita ale...
No właśnie. Tu wracamy do początku wpisu i tego, że po wstępie "co się dzieje?" zrobiłam przerwę na głębszy oddech. Zastanawiam się po prostu czemu człowiek czasami siada i pisze coś, co dotyczy zupełnie innych kwestii niż dziewiarskie?
Dziewiarsko to się u mnie dzieje na poziomie paru oczek dziennie właśnie dlatego, że dzieje się "niedziewiarsko".
Zdjęcia szydełkowej bluzki (w praktyce to chyba będzie karczek zrobiony przy użyciu szydełka i dół na drutach) powstały dokładnie przed tygodniem.
Niewiarygodnie paskudnych było tych parę dni, które upłynęły od śniadania na mieście, podczas którego pijąc kawę i pogryzając scones z malinami i białą czekoladą pomyślałam sobie, że chyba mi dość nudno.
Pomyślałam. Stało się. Leniwie popijałam kawę czekając na Małżona i trochę krzywiąc się w duchu na swoją niemrawość. Myśl pojawiła się nagle, znikąd a ja zamiast natychmiast się z nią rozprawić, pozwoliłam aby rozkręciła się na dobre w mojej głowie i ściągnęła jakieś wredne licho. Licho pochichotało sobie i postanowiło, że pomoże mi rozprawić się z moją nudą.
Od niedzieli mój Małżon przebywa cały czas poza domem. Leży w tutejszym szpitalu z ostrym zapaleniem trzustki. Codzienne wizyty rano i wieczorem przerywane bieganiną z Sierściuchami, praniem ręczników i ciuchów oraz dostarczaniem na oddział rzeczy z licznej listy przedmiotów niezbędnych, pozwoliły mi odzyskać równowagę i właściwą perspektywę, z której powinnam patrzeć na świat...
Małżonowi ciut lepiej. Odpięli go w każdym razie od pompy z morfiną i pozwalają nawet na szaleństwo kąpieli (co prawda z okablowaniem i stojakiem z butlą tlenową) i picia wody w sposób tradycyjny (nie wpompowują już w niego kroplówek jednej za drugą).
Trzymajcie kciuki za dalsze zdrowienie. Może będę mogła zająć się czymś jeszcze poza walką ze strachem i dokończę jakiś udzierg z listy "do zrobienia/wykończenia/zblokowania".
Póki co - karczek letniej bluzki.






piątek, 14 lipca 2017

SZYDEŁKOWY KOCYK. WERSJA 1.0

Dobry wieczór.

Tym razem kocyk dla niemowlaka robiony szydełkiem.
Pierwszy ale na pewno nie ostatni.
Na pewno bo drugi już jest na etapie półsłupków na brzegu dokoła robótki.
Trzeci na razie w postaci kolorowych motków i luźnego pomysłu.

Wzór ażurowych pasów ściągnęłam (z lekką modyfikacją) ze strony Dropsa.
Zobaczcie ile zmienia ozdobny brzeg w innym kolorze...
Oryginał kocyka ze strony Dropsa.
W opisie wzoru jest informacja, że kocyk należy wykonywać szydełkiem numer 3,5. Ja robiłam go sporo cieńszym bo 2,5 mm. Włóczka to bawełna Drops Safran.


Zanim trafi do właścicielki, dorobię jeszcze malutkie buciki.


 Tu zdjęcie wersji poprzedniej. Okazało się, że zabrakło mi około METRA włóczki aby dokończyć brzeg. Musiałam więc spruć ostatni rząd i zrobić go mniej włóczkożernym wzorem.

 Tu jeszcze całość, przed praniem i blokowaniem.




Na koniec jeszcze zajawka. Mam sporo pastelowych motków bawełny Dropsa i chyba wykorzystam je na kocyk numer 3...



sobota, 8 lipca 2017

LETNI SWETEREK Z JEDWABIU BOURETTE CAMPOLMI

Parę dni temu skończyłam letni sweterek z jedwabiu Bourette Campolmi.

Podczas dziergania zapytałam kilku osób "co to za włókno?".
Nikt nie trafił.
Małżon opisał tę włóczkę jako "konopny sznurek, tylko za miękki"
Coś w tym jest. Surowy jedwab na pewno nie kojarzy się z jedwabiem ale podoba mi się. Tak bardzo mi się podoba, że chyba przy najbliższych zakupach w e-dziewiarce zaszaleję i kupię sobie tę włóczkę na sweterek wakacyjny typu oversize. Tym razem z długimi rękawami.
Włóczka jest niezwykle wydajna. Kupiłam jedną dużą cewkę o wadze 200 gram (960 metrów) i odrobina jeszcze została (bluzka jest w rozmiarze xl).
Dodatkowym bonusem jest absolutny brak supełków!

Brakuje mi teraz jakiegoś super wakacyjnego szaliczka w kolorze pasującym bardziej niż ten na zdjęciu...
Szaliczek powstał dwa lata temu, również ze 100% jedwabiu JEDWABNA CHUSTA

Bluzka ma wzór z przodu/tyłu (noszona może być w taki sposób, że plecionka jest na plecach albo z przodu) i rękawkach. Mini rękawki wykończone są oczkami rakowymi. Robiona była metodą dla leniwych, czyli na drutach z żyłką, od góry. Zero szwów!







Włóczka: Silk Bourette Campolmi (1 cewka o wadze 200g)
Druty: 3,25  (z żyłką oczywiście) i 2,5 do zrobienia ściągaczy
Wzór: własna inwencja

niedziela, 25 czerwca 2017

DZIEJE SIĘ...

Na drutach bluzka z jedwabiu Bourette Campolmi.


Co innego można przerabiać kiedy mamy lato (nawet na południu Irlandii:))?
Pomimo wyglądu (trochę lepszy sznurek konopny) jest to materiał bardzo szlachetny bo to 100% jedwabiu. Surowy, chłodny, miękki i ... bardzo mi się podoba.
Na zdjęciu z wakacyjną chustą zrobioną także z jedwabiu (zerknąć można do archiwalnego wpisu...)

Wzór prosty, nie wymagający myślenia, mogę więc w tak zwanym międzyczasie robić różne rzeczy. Niektóre wakacyjne i bardzo przyjemne.
Takie jak parogodzinna rozgrywka w nową planszówkę...


Bluzka rośnie.













piątek, 16 czerwca 2017

MÓJ PRYWATNY LALA LAND...

Tak z kronikarskiego obowiązku pokazuję zdjęcie na którym widać mój prywatny Lala land... czyli tegoroczne lalki zrobione na drutach :)

 

Mam w rodzinie aż trzy urocze dziewczynki w wieku odpowiednim do posiadania lalek :)
Podczas mojego pobytu w Polsce udało mi się dokończyć wszystkie trzy lale i Julia, Ola oraz Inga są już ich posiadaczkami.

Materiał: włóczka skarpetkowa (nie pamiętam jakiej firmy), Fabel Drops, resztki różnych włóczek, druty i szydełko.
Niezła zabawa. W ogóle jak tak dobrze pomyślę to lubię robić zabawki...

Lew Leon (BIS)
Lew Leon
Szczurzyca Teodora
Balbina
Konik Szyszka
Niedźwiadek Bina (lalylala)

Pozdrawiam 

środa, 14 czerwca 2017

PETROL (uff)

Udało mi się zamknąć ostatnie oczka w nowym swetrze.
To prawie zwyklak robiony od góry.
UFF!!!
Sporo czasu zajął ale też robiony był głównie z doskoku i prawie dwukrotnie.
Pierwsza wersja została spruta bo niezbyt dobrze leżał na tych wszystkich wybrzuszeniach posiadanych przez kobiety w rozmiarze przekraczającym S (i M oraz następne jakbym miała prawdę napisać :))
Ten leży tak, że jestem zadowolona.
Kształt litery A (dodawane oczka pod pachami, co kilka rzędów)
Druty nr 4.
Na ściągacze nr 3.
Zamknięcie oczek przy pomocy szydełka nr 2.
Nitka to piękna Alpaka w kolorze petrol oraz Kid Silk. Obie zakupione w sklep-iku podczas tegorocznej obniżki cen na włóczki firmy Drops.

Koniec tych technicznych opisów.
Kolor oczywiście przekłamany (ten na żywo jest ciemniejszy, bardziej wpada w zieleń i podoba mi się BARDZO).

Pora na zdjęcia.
Tak wygląda z przodu.


 Dekolt i czujny obserwator...

 Tył.

I jeszcze jedno zdjęcie tyłu. Widać tu ten kształt litery A.



niedziela, 28 maja 2017

KOLCZUGA NR 2

Robienie cieniowanej chusty z efektem ombre w praktyce :)

Tak w praktyce wygląda robienie cieniowanej chusty z efektem ombre ale z dwóch nitek, nie z trzech. Wyraźniejsze są po prostu przejścia kolorów.
Tak naprawdę wcale nie zamierzałam w praktyce stosować metody na robienie chusty ombre ale...przyszła paczka, w niej te kolorowe kłębuszki i stało się.
Trochę mnie kusi zrobienie takiej dzianiny z trzech i to mocno kontrastujących barw (i nitek).
Na razie walczę ze sztywnością (przypomnę, że to podwójna lniana nitka) ale PODOBA MI SIĘ :)
Zdecydowanie.
Trudno nie nazwać tej dzianiny kolczugą i tak powinna się nazywać ale już raz nazwałam tak chustę.
Miękkie Malabrigo Sock też podwójną nitką. Męska kolczuga, używana zresztą dość ochoczo przez mojego Mężczyznę (szczególnie po "ochach" i "achach" pań z firmy, które uznały, że taka chusta do marynarki wygląda niezwykle fantastycznie a on sam prezentuje się "jak model z katalogu"). Nie ma jak męska próżność, nieprawdaż?
Kolczugę można podejrzeć w tym miejscu. Co prawda w wersji oceanicznej, nad wodą a nie w miejskiej, czyli z marynarką...
Jeszcze na manekinie :)

Lniana chusta musi więc zostać Kolczugą nr 2.

Musicie mi wybaczyć jakość zdjęć.
Tym razem nie zabrałam do Polski żadnego aparatu fotograficznego.
Przemieszczam się ostatnio dość często i stało się to na tyle rutynowym zajęciem, że ...pakuję się tuż przed wylotem. Mam po prostu kilka rzeczy, które muszą lecieć ze mną, resztą niezbyt się przejmuję.
Czasami to naprawdę podstawowe przedmioty (soczewki kontaktowe, okulary i leki:))
W roku ubiegłym zdarzyło mi się zaspać przed wylotem.
Obudziliśmy się o godzinie 8:07 i pierwsza rzecz, o której pomyślałam to godzina 8:35. O tej godzinie zamykali moją bramkę na lotnisku.
Zdążyłam :)
Od tamtej pory wiem, że mogę robić jednocześnie naprawdę sporo rzeczy.

Parę zdjęć chusty.
Jest trójkolorowa ale powstała z Lenki w dwóch kolorach.
Jeden motek srebrnego (nr 48) i dwa motki platynowego (nr 75).
Mam jeszcze trzy motki miętowego koloru (nr 47) i z nich chyba powstanie letnia bluzka albo chusta, tym razem na cieńszych drutach i z pojedynczej nitki.
Efekt ombre wygląda zupełnie inaczej w przypadku chusty robionej tradycyjnie, od środka, z oczkiem środkowym.
Moja powstała od narożnika (nabrałam 3 oczka) poprzez dodawanie w każdym rzędzie parzystym jednego oczka przed oczkiem brzegowym (tylko z jednej, zawsze tej samej strony).

Aktualizacja...
Postanowiłam napisać jeszcze o kwestii niezwykle ważnej.
Rozpoczęłam robótkę od węższej strony, od nabrania 3 oczek.
Wzięłam dwie nitki koloru srebrnego.
W praktyce oznacza to, że wzięłam nitkę z zewnątrz i ze środka motka. W ten sposób nie musiałam bawić się w zwijanie nitki w kłębek.
Jeżeli nie macie takiej możliwości, musicie pobawić się i podzielić swój kolor pierwszy na dwa (a w zasadzie na trzy części).
Przyda się do tego waga kuchenna.
Mój motek ważył 50g.
Oddzieliłabym od niego ok 15g na drugą nitkę potrzebną do rozpoczęcia robótki.
Wzięłabym jedną nitkę z motka i tę nawiniętą. Kiedy podwójna nić zostałaby przerobiona na początek chusty, zostaje nam jeszcze około 20g włóczki w motku.
Teraz dodajemy nitkę koloru numer dwa.
Ciut  z tym kombinowania ale  zasadzie prostsze to niż się wydaje. W końcu nie musimy martwić się, w którym miejscu zmieni się kolor!
Pamiętajcie tylko, że chusta się rozszerza. Nie należy zostawiać zbyt krótkiego fragmentu nici do fragmentu środkowego (tego złożonego z dwóch kolorów). No i potrzebujemy mniej nici w kolorze, którym rozpoczynamy chustę a więcej w kolorze, któr będzie w części szerokiej.
Miłej zabawy!







sobota, 27 maja 2017

ZBROJA...

Hmmm...
To mój pierwszy udzierg z lnu i jestem mocno skonfundowana :)
Wyprałam. Wytarmosiłam. Jeszcze przed praniem rozwałkowałam...
Wałkowanie lnianego wyrobu nie jest efektem zbytniego nasłonecznienia mojej głowy, jest to raczej procedura standardowa.
Wracając do chusty.
Wysuszyłam ją na słońcu i... zdjęłam właśnie sztywny, lniany arkusz z suszarki :)

Na razie nie zastanawiam się co dalej, to znaczy na pewno jeszcze jedno wałkowanie i pranie.
Póki co jestem bardzo zadowolona z kolorów. Moja trójkolorowa chusta powstała z dwóch kolorów Lenki od Włóczek Warmii.
Kolory ma bardziej niż urodziwe!
Nad miękkością popracuję jutro.









piątek, 26 maja 2017

PRZESILENIE WIOSENNE...

Przesilenie mnie zaatakowało, nie mam na nic siły.
Dziewiarskie głównie.
Niestety. Nie należę do grona dziewiarek, które nie tkną nowej robótki dopóki nie skończą udziergu będącego "w trakcie".
Efektem tego jest oczywiście posiadanie gromadki "ufoków" w różnych fazach "niedokończenia".
Tej wiosny jest jakby gorzej niż było...
Nie mogę się jakoś ogarnąć.
Mój petrolowy sweter z Alpaki i Kid Silka (przeceny włóczek Dropsa...) miał się bardzo dobrze ale... koncepcja się zmieniła. Całkiem. Został więc spruty do ostatniego narzuconego na druty oczka.
Sporo go już było. Brakowało rękawów...
Teraz jest znowu w fazie wstępnej.
 Problem polega na tym, że w tak zwanym międzyczasie przyrosły moje zapasy włóczkowe.
Od razu też poczułam, że jest zdecydowanie za ciepło na dzierganie z ciepłych włóczek.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że bardzo potrzebuję czegoś lekkiego, takiego do zarzucenia na ramiona w ciepły wieczór...
W dodatku nadeszła w błyskawicznym tempie przesyłka od Włóczek Warmii a w niej Lenka...:)

Lenki od Włóczek Warmii

Lenka jakoś tak absolutnie bez mojego udziału wskoczyła na druty i od wczoraj przerobił się jeden kłębuszek.
Powiem tak. Szału póki co nie ma. Len to len. Sznurek. Mój w dodatku robiony podwójną nitką bo chcę się pobawić cieniowaniem (pisałam o tym w poprzednim wpisie)
Wielkie nadzieje pokładam w blokowaniu!
Rośnie chusta przypominająca ...kolczugę.
Tutaj z kronikarskiego obowiązku - mój petrolowy sweter. Wersja 1.0.

Petrol, wersja 1.0. Było go znacznie więcej...
 i wersja 2.0 :)
Petrol, wersja 2.0. Rośnie



Obiecałam sobie dwie rzeczy.
Nie wchodzę na żadne strony z możliwością zakupu włóczki!
Nie wrzucę na druty Mirelli dopóki nie skończę przynajmniej dwóch ufoków. Nie, lepiej trzech...

Uciekam podziergać. Lenkową chustę oczywiście...
Przerabiał ktoś Lenkę (podwójna nitka!) i może coś napisać?


czwartek, 18 maja 2017

JAK ZROBIĆ CHUSTĘ Z EFEKTEM OMBRE?

No właśnie?

Jak zrobić chustę z efektem ombre? Jakąkolwiek dzianinę z efektem cieniowania?

 

Metoda najprostsza?
Kupujemy włóczkę, która jest odpowiednio zafarbowana.
Musimy mieć tej włóczki sporo, ilość odpowiednia na chustę rozpoczyna się od ok. 400m.
Piszę tu o chuście robionej na drutach. Szydełkowe wyroby są bardziej włóczkożerne.
Spora chusta, bez ażurów i intensywnego blokowania, też pochłonie od 800-900 m wzwyż...
Zależy to oczywiście od jej wielkości.
Ja uwielbiam wielkie otulacze (z racji mojego wzrostu i hmmm rozmiaru:)), chusty, które robię pożerają sporo materiału.
Wracajmy do włóczki. Co oznacza "odpowiednio zafarbowana'?
Musimy więc mieć jeden spory motek/kłębek w którym jest 400-1000 metrów włóczki zafarbowanej w taki sposób, że kolor łagodnie przechodzi od bardzo jasnego do ciemnego.
Nie może być to łaciate. Kolory nie mogą też być w dłuższych pasmach i powtarzać się co jakiś czas.
To metoda najprostsza.
Przykładowe włóczki możecie sobie pooglądać w sieci (np. Scheepjes Whirl - Liquorice Yumyum dostępna w Sklep-iku, Lenka Cake z Włóczek Warmii, Liloppi Muffin czy Souffle czy Primavera w e-dziewiarce).

Jeżeli zamierzacie kupić na chustę włóczkę, która w nazwie ma ombre - zerknijcie ile ma metrów.
Nie chodzi mi o to ile ma metrów w 100g, raczej zerknijcie na metraż motka :) i jak się kolory ułożą, jeżeli zużyjecie takiej włóczki około 700-800 m.

Tyle teorii o metodzie najprostszej.

Teraz wersja trudniejsza.
Co z chustą z efektem ocieniowania wykonaną metodą "domową", czyli z posiadanej w domowych zakamarkach, zachomikowanej włóczki?

Metoda jest dość prosta.
Potrzebne nam będą 3-4 odcienie włóczki (albo więcej).
Jeżeli nie chcemy aby nasza chusta była grubaśna, wybieramy włóczki cienkie, takie w typie lace.
Jeżeli chcemy szalik czy komin bardzo gruby - możemy zrobić je właśnie z czegoś grubszego.

Dobrze by było gdyby nasz materiał był w motkach, z możliwością wyciągnięcia nitki ze środka (możemy wtedy przerabiać bez problemu podwójną nitką, jedną z góry motka i drugą z wewnątrz).

Włóczki powinny być zbliżonej grubości ale.. niekoniecznie :)

Jak zrobić dzianinę z efektem ombre?
Najprościej mówiąc, przerabiamy jednocześnie przynajmniej dwie nitki (lub 3, 4 i tyle ile się nam podoba i jaki chcemy uzyskać efekt)
Zaczynamy robótkę jednym kolorem (moja próbka przerabiana była trzema nitkami włóczki)
i stopniowo dodajemy po jednej nitce innego koloru, wymieniając je sukcesywnie w trakcie robótki.

Zrobiłam próbkę trójkolorową ale oczywiście możemy w ten sposób zrobić dowolną dzianinę
i wykorzystać zalegające w szufladzie motki i kłębki.

Zamierzam zrobić tą metodą chustę, właśnie po to aby wykorzystać zalegające resztki włóczek. Co prawda nie będzie to pewnie ombre tylko oczopląbre ale wklejam zdjęcie z informacją jak można uzyskać efekt cieniowania. Moja dzianina będzie typowo ogrodowa i niekoniecznie będzie musiała mieć idealne pasy łagodnie przechodzących kolorów...

Wady tej metody?
Jedna, zasadnicza.
Jeżeli chcemy uzyskać efekt cieniowania, prawie nie sposób obliczyć ilości potrzebnego materiału.
Gdy marzy się nam szal/chusta z łagodnym przejściem 2-3 kolorów, naprawdę wygodniej będzie kupić motek cieniowanej włóczki w ulubionych barwach.

Jeżeli natomiast chcemy się pobawić i przy okazji zmniejszyć ilość kłębuszków włóczki w szafie to ta metoda będzie świetna :)
Myślę, że sprawdzi się też super podczas robienia chodniczka z kolorowych resztek lub koszyka...

Jak to zrobić?
Zerknij na zdjęcie.
To ogólna zasada i oczywiście sprawdzi się również przy pracach wykonywanych przy użyciu szydełka/ szydełka tunezyjskiego.



PS
wpis powstał specjalnie dla Kasi w odpowiedzi na pytanie: "jak to zrobić ? :)



środa, 17 maja 2017

OGRODOWE MIGAWKI

Mój pobyt w Polsce się "nieco" przedłuża.
Niestety, jedna wizyta u lekarza zazwyczaj kończy się skierowaniem do kolejnego...
Co zrobić.
Jeden plus jest taki, że nigdy nie byłam tak dokładnie przebadana.
Drugi, zdecydowanie lepszy, to to, że czuję się lepiej a jest nadzieja, że będzie to stała tendencja :)

W związku z moim samopoczuciem, robótkowanie trochę leży.
Na drutach Kid Silk i Alpaca (lubię te majowe przeceny Dropsa :))
Sweter się dzieje. Oczywiście od góry, bezszwowo i raglanowy. Na zdjęciu rosnący
rękaw :)
Ciut opadł mi entuzjazm bo zrobiło się naprawdę ciepło, za ciepło na zimową robótkę...


Czytanie koncentruje się wyłącznie na książkach "wakacyjnych".
Pisałam Wam kiedyś, że kocham moje miasto?
Nic nie szkodzi, mogę powtórzyć.
Poza mnóstwem zalet, których nie ma sensu tu wymieniać bo czasu zajmuje to wiele, jedną z moich ulubionych "rzeczy" jest tutejsza biblioteka.
Członkostwo w bibliotece wiąże się z posiadaniem Metropolitalnej Karty do Kultury (zniżki do kina, teatru, muzeów, na koncerty, do księgarń...)
Teraz najlepszy bonus!
Od ubiegłego roku, każda osoba będąca czytelnikiem może otrzymać bezpłatny kod dostępu do bazy legimi.pl...
Dostęp jest na miesiąc (potem musimy podejść do biblioteki po kolejny kod), bez limitu pobrań. Możemy więc bez problemu mieć legalny dostęp do olbrzymiej bazy ebooków :)
Dzięki temu już za mną ostatnia część z cyklu Remigiusza Mroza o dzielnym komisarzu Forście, cykl z Joanną Chyłką i parę innych książek. Teraz zabieram się za kolejne kryminały.
Chyba nie muszę nikogo przekonywać jak sobie cenię dostęp do nowości wydawniczych za darmo?

Teraz już będzie ogrodowo, tytuł posta zobowiązuje.
W ubiegłym roku, nieoczekiwanie mój Małzon odkrył w sobie duszę majsterkowicza.
Uzupełnił zasób narzędzi i zaczął się bawić w stolarza-amatora.
Po rzeczach dość prostych (skrzynie na kwiaty wykonane z materiału z odzysku, czyli palet) wykonał taki oto mebel!
Wersja surowa, teraz czeka na przeszlifowanie i pomalowanie.
Jestem z niego (Małżona) naprawdę dumna!

 Pora na parę roślin.






Na koniec jeszcze zdjęcia sierściuchów.
Mamy problem z Felką, która jest psem bardzo skocznym i bez lęku wysokości.
W dodatku przeszła bardzo intensywny trening i jest ułożonym psem myśliwskim...
Czasami wydaje mi się, że poluje nawet przez sen. Jest zawsze spięta i czujna.
Teraz, do ulubionych zajęć doszła jej wspinaczka po płocie.
Na tym zdjęciu, Felka stoi na szczycie muru porośniętego bluszczem. Znajduje się na wysokości ok. 2,5 metra...

W tym czasie hedonista Merlin... nie zawraca sobie łba jakimś durnym wyszukiwaniem obiektów do upolowania tylko zażywa kąpieli słonecznych.

Czasami zastanawiam się czy te nasze psy rzeczywiście są z jednego miotu.
Felicja jest czujna nawet w tych nielicznych momentach kiedy nieruchomieje...
Pozdrawiam (jeszcze) ze słonecznego Gdańska!